Mnie nie trafia. Ministerstwo z całą powagą tłumaczy jednak, że nowy obowiązek poprawi stan bezpieczeństwa, bo zmusi obywatela do zapoznania się z przepisami. W ten sposób być może nawet uratuje mu życie.
To poważne argumenty, więc zastanawiam się, jak jest teraz. Obywatel kupuje rower, a ponieważ żadnych uprawnień nie potrzebuje, więc rusza w drogę. Może nawet nie wie, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny? Teoretycznie taka dramatyczna sytuacja może się zdarzyć. I co wtedy? Taki rowerzysta nie potrzebuje przecież egzaminu na kartę rowerową, lecz raczej kursu nauki jazdy. Tego ministerstwo nie proponuje. Szkoda, ale może powstaną w Polsce szkoły jazdy na rowerze dla dorosłych? Byłby to wynalazek, którym wzbudzilibyśmy podziw na świecie.
Minister powinien zabiegać o to, by wprowadzić do programów szkolnych praktyczną edukację dotyczącą ruchu drogowego. Powinien dążyć do budowy ścieżek rowerowych - i oczywiście dąży, stara się. Takie pożyteczne działania to jednak mitręga długotrwała i mało spektakularna politycznie. W dodatku jej owoce (jeśli w ogóle da się je precyzyjnie uchwycić) mogą przypaść komuś innemu. A tu trzeba błysnąć już teraz, więc buch - wymyślił karty rowerowe. To co prawda koncepcja godna naiwnego komucha zza żelaznej kurtyny, ale za to łatwa do zrealizowania. A naród, udręczony powszechnym bajzlem i dziadostwem, może nawet przyklasnąć i zaakceptować nowy „ordnung”.
Obowiązek posiadania karty rowerowej nie uchroni nas przed chuliganami szalejącymi po chodnikach i jezdniach. Doprowadzi do rozrostu biurokracji, za którą będziemy musieli zapłacić. Odbierze wielu ludziom ostatni skrawek swobody, a może nawet zahamuje rozwój turystyki rowerowej. Narzuci policji kolejne obowiązki. A ile kwasu z tego będzie, ile mandatów za jazdę bez ważnego dokumentu, ile pyskówek i spraw sądowych za znieważenie funkcjonariusza - można tylko zgadywać. Co najważniejsze zaś, karta rowerowa nie poprawi stanu bezpieczeństwa, bo przecież najwięcej wypadków powodują osoby posiadające wszystkie uprawnienia konieczne do jazdy.
Dlatego uważam, że ten pielęgnujący stare złudzenia pomysł ministra jest zły. W normalnych warunkach nie martwiłbym się zbytnio. Dziś jednak ministrowie reprezentują potężną siłę polityczną, która nie tylko karty rowerowe może przegłosować, ale nawet hipotezę, że Ziemia jest płaska. Mam nadzieję, że się jednak nie odważy.