-Pora na Szlachetną Paczkę, z którą jest Pani związana od 10 lat. Jak będzie w tym roku?
-Podobnie jak w latach ubiegłych naszej drużynie podlegają gminy Niepołomice i Kłaj. 13 dorosłych wolontariuszy spotkało się z ponad 80 rodzinami i po trudnej analizie ich sytuacji, 26 postanowiliśmy zakwalifikować i szukać darczyńców.
-Reszta nie spełniała kryteriów?
-Tak, 500+ zrobiło swoje, dochody rodzin z dziećmi podniosły się i przekraczają wyznaczone progi. Projekt zakłada dawanie impulsu, motywacji do zmiany i wzmacniania w samodzielnie podejmowanych działaniach. Nie zastąpimy możliwości, jakie stwarzają państwowe rozwiązania. Od 3 lat utrzymuje się tendencja szukania osób samotnych, nieporadnych, dla którym trudno odnaleźć się w zmieniającej się rzeczywistości. Często nie wiedzą, gdzie szukać pomocy. Dziwią się, że ktoś ich znalazł Nie dowierzają, obawiają się...
- Bardziej jest im potrzebna pomoc na co dzień, niż od święta…
-To samo zauważyli wolontariusze. Ludzie samotni są wdzięczni nie tyle za pomoc materialną, choć i ona się przyda, co za poświęcenie im czasu. Dlatego marzeniem naszym jest zorganizowanie grupy wolontariuszy, mogących towarzyszyć im w domu, na spacerze, zakupach itp. Wsparcia wymaga też trzecia grupa osób - to ci, którzy przeżywają chorobę lub śmierć bliskiego - wydarzenie, które utrudnia im powrót do normalności.
-- Ma Pani duże doświadczenie, skalę porównawczą. Czy szukanie pomocy dla innych wymaga teraz więcej zachodu?
-Nie, dobrych ludzi u nas nie brakuje. Mamy więcej darczyńców niż potrzebujących, bo udział w „Szlachetnej Paczce” deklarują rodziny, instytucje, grupy znajomych. Już od września zgłaszają się i ofiarodawcy i chętni do pomocy w transporcie. W szkole działa „Klub elfów”. To oni pakują i zanoszą paczki. Bardzo często obdarowane rodziny pamiętają gimnazjalistów, którzy przychodzą z podarunkami, pomagają je rozpakować, spędzają z nimi trochę czasu. Korzyść jest obopólna, bo uczniowie przekonują się, że bieda nie musi oznaczać tragicznych warunków mieszkaniowych - biedą może być choroba, osamotnienie, poczucie, że nie jest się nikomu potrzebnym.
- W szkole uczy Pani…
-Historii, wiedzy o społeczeństwie, przygotowania do życia w rodzinie. Zajmuję się socjote-rapią, terapią pedagogiczną, wolontariatem, świetlicą. To fascynujące, bo każdy z tych przedmiotów pokazuje ucznia z innej strony. A jest ich sporo, bo pracuję nie tylko w klasach gimnazjalnych w Niepołomicach, ale też w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Wieliczce.
-Jak to zmieścić w czasie? Jak wygląda Pani dzień?
-W czwartek wstałam o 5 rano, żeby poprawić sprawdziany, potem „popedałowałam” trochę na rowerku stacjonarnym, żeby się obudzić, pojechałam do Wieliczki, bo tam uczę w poniedziałki i czwartki. Wrócę koło 16 - i przez 2 godziny bedę „dopinać paczkę” - ustalać kto, kiedy i gdzie przyjedzie. Potem - kolejna runda sprawdzianów, jakaś książka i koło 23 - koniec dnia.
- Nie ma Pani ochoty zrezygnować z części zajęć? Po „ Paczce”, będzie WOŚP i inne akcje...
- Czasem myślę, że lepiej, aby ktoś nowy zajął się tymi wydarzeniami, bo rutyna nie zawsze jest dobra. Ale w końcu, zostaje po staremu. Ogromną motywacją są inni, życzliwi ludzie, których mam wokół bardzo dużo - nigdy nie robi się nic w pojedynkę. Wspólne działanie ma wartość.
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 29
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Follow https://twitter.com/dziennipolski