Pszczelarze podkreślają, że dotąd żadna ze znanych im pszczelich chorób nie objawiała się w ten sposób. - Pszczoły wylatują z uli i nie mają siły do nich wrócić. Pełzają po trawie, nie żądlą, są bardzo osłabione i w końcu giną - mówi Stanisław Kotlarczyk, prezes Koła Pszczelarzy Ziemi Oświęcimskiej. Jednemu z pszczelarzy w Brzezince z 12 rodzin w pasiece wirus zabił dziewięć. - W większości pasiek w regionie ubytki sięgają połowy stanu - dodaje Kotlarczyk.
Jesień w ulach to bardzo ważny okres. - Pszczoły przygotowują się do przetrwania zimy - zaznacza Krzysztof Zych, pszczelarz z Grojca. Jeśli nie będzie odpowiedniej liczby pszczół, to nie będzie na przykład zapewniona w ulu minimalna temperatura 24 stopni Celsjusza i rodzina nie przetrwa.
Hodowcy pszczół są przekonani, że to nie warroza (roztocze, które rozwija się na ciele pszczół), która wcześniej zdziesiątkowała pasieki.
- Owady zaatakowane przez warrozę były zdeformowane, np. nie miały skrzydełek - dodaje Zych. Hodowcy obawiają się, że obecne problemy mogą być skutkiem stosowania chemicznych środków ochrony roślin. Potrzebne są kosztowne badania.
Według prezydenta Polskiego Związku Pszczelarzy Tadeusza Sabata, pszczelarze w pierwszej kolejności powinni zwrócić się do powiatowych lekarzy weterynarii. - W przypadku, gdy chcą przeprowadzić badania, mogą wystąpić do powiatowych inspekcji ochrony roślin i nasiennictwa - mówi Sabat. Jego zdaniem, związek z chorobą może mieć jednak warroza. Przez nakłucia będące dziełem roztocza, do tkanek pszczoły może przenikać wirus, np. nosema ceranae. Dotyka on 90 proc. pasiek w kraju. Chore owady odlatują daleko od ula i nie mają siły wrócić - sugeruje Sabat.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!