Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nigdy nie było jej łatwo, a teraz znów musi walczyć o godne życie

Emilia Krakowska
Stanisława Kazimierczak w swoim mieszkaniu
Stanisława Kazimierczak w swoim mieszkaniu Joanna Urbaniec / Polska Press
Pani Stanisława zawsze miała pod górkę. Najpierw był ciężki wypadek w dzieciństwie, po którym pozostała niepełnosprawna, potem gehenna z mężem, który ją bił, i utrata córki. A teraz dostała od gminy mieszkanie, w którym nie da się żyć - bez kuchni, łazienki, ciepłej wody, gazu

Historię Stanisławy Kazimierczak trzeba zacząć od 1972 roku, kiedy jako sześcioletnia dziewczynka wracała do domu. Pech chciał, że przechodziła przez ulicę w tym samym momencie, kiedy przez osiedle jechał pijany kierowca. Jechał złą stroną ulicy i znacznie przekroczył dopuszczalną prędkość. Dziewczynka nie miała szans.

- Miałam pęknięcie czaszki, dwa krwotoki wewnętrzne. Trafiłam do Prokocimia, tam 12-godzinna operacja, szycie języka.. Pamiętam, jak kierowca mnie na górę zaniósł. Nie wolno było tego robić i wtedy były te krwotoki, pamiętam to, babcia przyniosła mi poduszkę, a ja skrwawiłam wszystko - wspomina pani Stanisława. Dodaje, że lekarz po operacji kazał się modlić. Szanse na przeżycie małej dziewczynki były znikome.

Już nic nie było takie samo..

Najgorszy czas minął, Stasia przeżyła, ale czekało ją przykre spotkanie z rzeczywistością. W szpitalu spędziła pół roku, jedzenie podawano jej przez rurkę, a później był powrót do trudnej codzienności. Dziewczynka nie rozwijała się już tak jak jej rówieśnicy. Trafiła do szkoły specjalnej (kierunek kaletnik), później znalazła pracę w zawodzie, której poświęciła 20 lat. Przez cały czas pracowała przy klejach, które wdychała przez kilka godzin dziennie.

Sielankowe życie nie było jej pisane

Wyszła za mąż, wydawało się, że wszystko co najgorsze jest już za nią. Niestety, kolejnym ciosem była śmierć matki. Miała nowotwór mózgu, zmarła na rękach córki. - Mogłaby jeszcze żyć, miała 44 lata, opiekowałam się nią do samego końca, była jak roślinka. Ona w teatrze pracowała, tam gdzie Anna Dymna była. Pani Ania ją znała. A ilu było artystów na pogrzebie mamy.. Orkiestra grała, pamiętam. Piękny pogrzeb miała... - wspomina ze łzami w oczach.

Mieszkały razem, to ona ją wychowywała, razem z jej dziadkami. Ojca prawie nie znała, ciągle siedział w więzieniu.

Matczyna miłość silniejsza niż ból

Stanisławie urodziło się dziecko. Może teraz będzie już dobrze? Przecież musi być jakiś limit nieszczęść w życiu, on na pewno się już wyczerpał... Na świat przyszła Dominika, a wraz z jej narodzinami mąż Stanisławy pokazał swe prawdziwe oblicze.

- Ja cały dom utrzymywałam z renty, a mam 560 złotych. Za wszystko musiałam płacić sama, czasami sama nie jadłam, żeby Dominika choć trochę miała lepiej - mówi ze smutkiem.

Jednak nie to było najgorsze. W wieku siedmiu lat Dominika trafiła do placówki opiekuńczo-wychowawczej u Sióstr Służebniczek. Została odebrana rodzicom przez sąd - z powodu ojca, który był uzależniony od alkoholu i stosował przemoc. Odebrano im również prawa rodzicielskie, co było ogromnym ciosem dla matki.

- Sędzia jasno powiedział: „My nie mamy do pani nic, bo pani bardzo dobrze dziecko wychowywała. Nie było głodne, było czyste i ubrane”. Ale mąż się nade mną znęcał. Żeby córka nie oberwała, broniłam jej, zasłaniałam, by bił mnie, a nie ją. Musiałam ją oddać, musiałam ją przed nim chronić - mówi kobieta.

W tym roku Dominika osiągnie pełnoletność. Przez wszystkie lata Stanisława płaciła na nią alimenty i regularnie ją odwiedzała. Jak informuje dyrektor placówki, matka bardzo kocha Dominikę, dba o nią, chociaż odebrano jej prawa do opieki. Nigdy o niej nie zapomina, a Dominika jest z nią bardzo związana.

Siedemnaście lat gehenny

Ponad 20 lat Stanisława leczy się psychiatrycznie. Jak twierdzi, to wszystko przez jej przejścia. Ma też epilepsję, każde zdenerwowanie może wywołać atak. Trudno było jednak się nie denerwować, kiedy mąż codziennie groził jej śmiercią albo kalectwem. Zdarzało się, że bił ją przedmiotami, które akurat miał pod ręką. Nieraz uderzał ją po głowie tłuczkiem do mięsa, gdy akurat wpadł we wściekłość w kuchni.

- Siedemnaście lat w gehennie. Wyrzuciłam go, chodziłam na spotkania dla osób dotkniętych przemocą, miałam niebieską kartę. Musiałam sobie dać radę, ale to było ciężkie stanąć na drodze przeciwnikowi, który był silniejszy - opowiada. Mówi, że był recydywistą. Dowiedziała się o tym dopiero na rozprawie, na której został skazany na trzy lata za znęcanie się nad nią.

Wrócił odmieniony, poszedł do pracy. Niestety, po pół roku znów był bezrobotny. Sprzedawał wszystko z domu, żeby kupić alkohol. Wyładowywał frustrację na żonie. Każde słowo sprzeciwu kończyło się tak samo: groźbami wylądowania na wózku inwalidzkim. Dostał sądowy zakaz zbliżania się do Stanisławy, ale nagminnie go łamał. Ostatecznie otrzymał wyrok pozbawienia wolności na dwa lata.

Podobno trzeba przebaczać

Bała się go - że kiedyś wróci z odsiadki, a wtedy już nie będzie się rozdrabniał na „lekkie” uderzenia i na pewno ją zabije. Chociaż mąż był w więzieniu, jej niepokój nie ustępował. - W 2013 roku zmarł, z przepicia. Mimo wszystko odwiedzam jego grób. Podobno trzeba przebaczać. Ja przebaczyłam, a przynajmniej próbuję - mówi.

Stanisława chodzi do sióstr pomagać im przy robieniu świątecznych ozdób, które później trafiają na kiermasz, a dochód jest przeznaczany na wigilię dla bezdomnych. To jej pomaga zapomnieć.

Teraz to na pewno będzie już tylko lepiej

Mieszkanie było zadłużone, Stanisława została eksmitowana. Dostała socjalne mieszkanie, w którym miała zacząć nowe życie. Niestety, znowu pojawiły się kłopoty, tym razem z sąsiadami.

- Pani Kazimierczak problemów nie robiła żadnych, to raczej inni robili jej problemy. Wiem, że miała sprawę w sądzie z dwoma chłopakami z naszego bloku - mówi jeden z sąsiadów. Ktoś nagminnie niszczył drzwi wejściowe do mieszkania kobiety. Nikt jednak nie chciał się do tego przyznać. Podejrzenia padły na dwóch chłopaków, którzy od dłuższego czasu uprzykrzali kobiecie życie.

Kij zawsze ma przecież dwa końce

- Ona mojego syna i jego kolegę z sąsiedniej klatki oskarżyła o zniszczenie drzwi. Doprowadziła do sprawy sądowej, gdzie nie była w stanie tego udowodnić. Sprawa została umorzona - mówi matka jednego z chłopaków. Przyznaje jednocześnie, że - owszem - dzieciaki wielokrotnie przezywały Stanisławę, ale nie wierzy, że mogły zniszczyć jej drzwi. Tłumaczy zachowanie ludzi tym, że nikt nie lubił kobiety, choć prócz oskarżeń o zniszczenie drzwi nie było z nią żadnych problemów.

Kolejna szansa na normalny dom

Stanisława poprosiła o przeniesienie do innego mieszkania, czuła się zagrożona ze strony sąsiadów. Wydział Mieszkalnictwa przyznał kobiecie lokal, ale nie mogła go obejrzeć. Urzędnicy kazali jej tylko podpisać umowę i szybko zniknęli. Wkrótce zrozumiała dlaczego.

Kobieta ma kłopoty z nogami i kręgosłupem, wejście na drugie piętro to nie lada wyzwanie. Największym problemem jest jednak to, że w mieszkaniu nie ma kuchni ani łazienki. Obok toalety jest umywalka, ale nie ma nawet miejsca na kabinę prysznicową, brak też ciepłej wody i gazu.

Były próby zerwania umowy, ale nic nie dały. Jak informuje rzeczniczka prezydenta Krakowa Monika Chylaszek, pani Stanisława nie płaciła czynszu, zadłużyła dwa mieszkania, a eksmisja po niepłaceniu czynszu skutkuje przydzieleniem lokalu o niższym standardzie. Ponadto kobieta nic nie zrobiła, by zlikwidować dług.

Trudno jednak mówić o usunięciu długu, gdy cały dochód Stanisławy to 725 zł. Z tego opłaca mieszkanie, alimenty, a po zakupie leków niewiele zostaje na życie. Jednak jak mówi Monika Chylaszek, nie ma możliwości zamiany mieszkania na inne, bo osób oczekujących na mieszkanie jest kilkaset.

W takich warunkach nie da się żyć

Umowa została podpisana na rok, później urzędnicy przyjdą z kolejną. - Ja tego nie podpiszę, bo ja też chcę jakoś żyć, a tu nawet nie ma się jak wykąpać. Musiałam włosy obciąć, bo poszłam się wykąpać do przytułku dla bezdomnych i miałam wszy. Tak się nie da żyć. Potem lekarze mówią mi, że przychodzę brudna, ale jak mam się umyć? W misce z wodą z czajnika? - skarży się Stanisława. Ciężko jej dźwigać miednicę z wodą, a niedawno spadła ze schodów, co jeszcze bardziej utrudniło jej życie.

Takie zwykłe, proste marzenia

Każdy z nas marzy o czymś, co aktualnie jest trudne do zrealizowania. Stanisława chciałaby zacząć godnie żyć, móc się wykąpać i zjeść ciepły obiad we własnym mieszkaniu. - Załamałam się przez to mieszkanie. Człowiek by stanął na nogi, poszedłby do pracy, ale jak? Niewykąpany? Trzeba się do porządku doprowadzić, sprawę mieszkania załatwić. Chciałabym pracę, naprawdę, taką szczęśliwą. Z ludźmi posiedzieć, bo to zawsze inaczej. Brakuje mi tego...

Czy człowiek może stanąć na nogi, jeśli z góry jest przekreślony w pracy i w życiu społecznym? Warto się nad tym zastanowić, bo wystarczy się potknąć, żeby znaleźć się w podobnej sytuacji, a wtedy na pomoc możemy się nie doczekać.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 24

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska