Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocny konfesjonał. Rozmowy w krakowskiej taksówce

Maria Mazurek
Taksówkarze wiedzą to najlepiej: muszą być i kierowcami, i dobrymi rozmówcami. Czasem kurs jest jak seans psychoterapii
Taksówkarze wiedzą to najlepiej: muszą być i kierowcami, i dobrymi rozmówcami. Czasem kurs jest jak seans psychoterapii Michał Gąciarz
Kierowcy taksówek nasłuchają się ludzkich historii, radości i smutków, a czasem poalkoholowych wywodów na każdy temat. W taksówkach toczy się życie fascynujące. Maria Mazurek jeździła z kierowcą taxi i przysłuchiwała się rozmowom

Kilka lat temu cała Polska wybuchła śmiechem. Było to po tym, jak prawodawcy zabrali się za kierowców przewożących ludzi jak taksówkarze, ale taksówkarzami licencjowanymi jednak nie będących.

Nowe przepisy dały im wybór, teoretycznie, zero-jedynkowy: albo zdajecie egzaminy na taksówkarzy, albo zamykacie działalność.

Ale że Polacy słyną ze swojej fantazji w omijaniu przepisów (wiadomo: 123 lata zaborów i kolejne 50 Polski Ludowej) część kierowców sprytnie z tego wybrnęła. Ogłosili, że w swoich samochodach, wożąc klientów, oferują im... psychoterapię.

I kiedy tak Polska śmiała się z tej „taksówkowej terapii”, pomyślałam sobie, że przecież coś w tym jest. Szczerze, na własnym przykładzie: zdarzało mi się, że taksówkarz pocieszał mnie po zawodzie miłosnym albo wysłuchiwał wywodów o nieuchronności przemijania. Raz zdarzyło się nawet, że taksówkarz (ponoć również bioenergoterapeuta) ściągał z mojego czoła złą energię powodującą migreny (czymkolwiek by ta energia była), po czym teatralnie wyrzucał ją przez uchyloną szybę.

Postanowiłam więc raz znaleźć się po tej drugiej stronie i razem z kierowcą wozić wieczorem ludzi. Żeby sprawdzić, czy i inni mają podobną skłonność do wdawania się w rozmowy z taksówkarzami.

No i cóż. Mają.

Kierowca Jakub

Moim taksówkarzem (a konkretniej: kierowcą Ubera, parataksówkarskiej sieci, znienawidzonej przez tych prawdziwych taksówkarzy) jest Jakub, 30-letni biznesmen z Krakowa.

Tak, biznesmen. I nie, nie robi tego dla pieniędzy. Szczerze mówiąc, to przy spalaniu jego luksusowego, wartego ponad 150 tysięcy złotych auta na tym interesie wyjdzie może na zero. Ale Jakub po prostu lubi raz na tydzień, może dwa, wsiąść do samochodu i pojeździć z ludźmi. Pogadać, pożartować, wysłuchać historii, powspominać swoje studenckie lata.

Na mieście jest dość spokojnie, ludzi (jak na Kraków) stosunkowo niewiele - część studentów nie wróciła jeszcze z przerwy świątecznej, ci starsi pewnie szykują się do imprezy sylwestrowej i nie myślą, żeby balować dwa dni wcześniej.

Jeździmy w kółko: Rynek Główny - Kazimierz, Kazimierz - Rynek Główny. Na pierwszy kurs czekamy 40 minut (nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jakie męczące musi być to czekanie na pasażera), ale później jest już lepiej. Uber to sieć funkcjonującą za granicą, więc sporo naszych pasażerów to turyści.

Pasażerka Olga

Olga ma koło 25 lat i pochodzi z Ukrainy, konkretniej - z Kijowa. Sympatyczna aparycja, włosy w kolorze ciemny blond (a może to już jasny szatyn), delikatny makijaż, wygodny strój. Typ: ładna i naturalna. Z grzeczności, bo obok siedzi jej kolega z Indii, rozmawiamy po angielsku, ale Olga nienagannie mówi również po polsku.

- Nie wyglądasz jak Ukrainka - zagaduję.

- Czemu?

- No nie wiem, Ukrainki, które znam, wyglądają trochę inaczej... - brnę.

- Bo są po solarium, mają wysokie obcasy, ostry makijaż, świecącą biżuterię i platynowy blond na głowie?

- Platynowy blond albo kruczoczarny.

- Jeśli widzisz w Krakowie takie Ukrainki, to znaczy, że nie mieszkają tu za długo. Ja mieszkam pięć lat i już dawno zdążyłam się zorientować, że strój, który na Ukrainie jest normalny, w Polsce rzuca się w oczy. No, chyba że to akurat sylwester.

- Z Ukrainy to byłam tylko we Lwowie. Piękne miasto - zagaduję dalej.

- Jeśli znasz Lwów, nie znasz wcale Ukrainy. To miasto zupełnie inne niż cała reszta. Bardzo polskie, ale nie mam na myśli tylko tego, że należało do Polski i że wciąż mieszka tam sporo Polaków. Tam wszystko jest takie nieukraińskie: architektura, kawiarnie, jakiś duch miasta. Jak chcesz poznać Ukrainę, myślę, że powinnaś przyjechać do mojego Kijowa. Ludzie z Zachodu mają złe wyobrażenie tego miasta, a to spora metropolia, bardzo zróżnicowana, każdy znajdzie tam coś dla siebie. Teraz jest dobry czas, żeby tam przyjechać, bo jest tanio.

- Źle to zabrzmiało - ciągnie Olga. - Ukraina ma fatalny czas, ale po prostu podróż byłaby tania. To, co dzieje się na wschodzie naszego kraju, to regularna wojna. Jeśli będziesz trzymała się centrum Kijowa, nic ci nie grozi. Ale ogólnie nie jest dobrze. Strach i niepewność. Dlatego, choć do Krakowa przyjechałam tylko na studia, nie mam wcale zamiaru wracać. Powinniście cieszyć się z tego, w jakim kraju się urodziliście.

Pasażer Tomasz

Tomasz ma 24 lata, jest przystojny, rozmowny (na tę rozmowność wpływa pewnie delikatny stan upojenia alkoholowego). Pierwsze co wyznaje, to, że boi się nieco jechać Uberem, bo ten nie ma taksówkarskiego koguta. A „kogut to jednak kogut, daje poczucie bezpieczeństwa”.

Tomasz właśnie przyjechał do Polski na przerwę świąteczną. W Krakowie studiuje inżynierię akustyczną, ale teraz jest na stypendium w Norwegii - na produkcji muzycznej.

- Ja kocham muzykę, a tu, w Krakowie, uczą nas fizyki, takich rzeczy. Chciałem wyjechać za granicę, żeby nauczyć się czegoś, co jest mi bliskie. Choć wiecie, już pogodziłem się z myślą, że na muzyce to ja się nie dorobię. No bo wrzucam czasem coś swojego do sieci, ale nie, pieniędzy to z tego nie ma.

- A w tej Norwegii fajnie pewnie? Teraz tam jest chyba noc polarna? - dopytuję.

- Ja jestem na południu, tam dzień niewiele krótszy niż u nas. I czy fajnie? No, nie powiedziałbym. Mało się dzieje, nie ma tej kultury wychodzenia do knajp, prowadzenia życia studenckiego, jak w Krakowie. Alkohol jest strasznie drogi i trudno dostępny, więc nawet nie mamy w zwyczaju urządzać fajnych domówek. No i jest strasznie zimno. Drogo i zimno, ot co - stwierdza Tomasz.

I dodaje: - Ale jest plus. Znalazłem tam pracę. Fajnie, bo legalnie.

- Jaka to praca?

- No... Z tego akurat specjalnie dumny nie jestem. Na zmywaku. W Polsce takiej pracy bym nie wziął. No, ale tam... Tam i tak na zmywaku zarabia się jak u nas na porządnym stanowisku.

Odwozimy go na krakowski Prądnik.

- Wow, na długo zapamiętam ten kurs! - żegna się optymistycznie. - Fajni z was ludzie, no i to auto. Ty - tu zwraca się do naszego kierowcy - to chyba robisz to, bo lubisz, a nie dla kasy, nie?

Pasażer Andrzej

Andrzej ma około 30 lat i wraca ze spotkania z kolegami. Myślami jest już w Bieszczadach, gdzie jedzie na sylwestra z żoną i znajomymi.

- Wreszcie będzie można odpocząć od tego smogu - stwierdza. - Mam już tego dość. Niby ten Kraków piękny, mieszkam na fajnym osiedlu, gdzie ciągle kręci się ochrona, wszystko gra. Ale to brudne powietrze! Zatruwa mi to radość życia. Kupiłem sobie maskę przeciwsmogową, jak każdy, kto logicznie myśli i dba o siebie. Ale i tak niewiele to daje, wracasz do domu i śmierdzą ci ubrania. I takie to życie - kończy filozoficznie.

Pasażer Minh Hong

Dwudziestokilkuletni Azjata wsiada razem z dwoma białymi kolegami. Delikatna woń alkoholu, którą wnoszą do auta, będzie nam towarzyszyła do końca kursu (jak i pozytywny nastrój).

- Where do you come from? - pytam.

- Z Polski - odpowiada Minh Hong. W naszym języku.

Okazuje się, że ci dwaj, z którymi jedzie, to jego koledzy z liceum. Minh Hong urodził się w Wietnamie, w Hanoi, ale całą edukację odbył już w Polsce.

- Właśnie chcę jechać do Wietnamu, słyszałam, że jest tam pięknie! - informuję entuzjastycznie.

Minh Hong odpowiada: - Może jest pięknie, ale żeby pojechać, zobaczyć. Ale nie żyje się tam łatwo. Bieda, komunizm, korupcja. Rodzice przeprowadzili się, bo sobie z tym nie radzili. Moja siostra urodziła się już w Polsce. A i ja czuję się bardziej Polakiem niż Wietnamczykiem. Lepiej znam polską historię i polski język. Wiecie, że w wietnamskim jedna sylaba może oznaczać wiele rzeczy, w zależności, jak zaakcentujecie? Oszaleć można. W Polsce wszystko jest prostsze. Owszem, rodzicom nie było łatwo się tu zadomowić; dbają o to, żebyśmy jak najlepiej znali swój kraj, jeździli tam, żebyśmy w domu mówili po wietnamsku. Ale ja się czuję Polakiem i nie uważam, że jest mi trudniej, bo mam pochodzenie azjatyckie. Kończę informatykę, znalazłem pracę w branży. Kurczę, serio lubię ten kraj!

Kierowca Jakub, znów

Schody pojawiają się, gdy na zamówiony kurs przychodzi czworo pasażerów. Kierowca ma obowiązek wziąć wszystkich, więc wypala do nich „moja koleżanka właśnie wysiadała”. I zostawia mnie na mrozie.

Kiedy po mnie wraca, pytam: Po co tak się trzymasz reguł? Nic by ci się nie stało, nawet gdyby cię wylali.

- No, jak nic by się nie stało, a gdzie bym znalazł tylu ludzi do rozmów?

Jak zostać taksówkarzem?
Licencjowanymi taksówkarzami mogą zostać ludzie, którzy skończyli 21 lat, zdali egzamin m.in. z topografii miasta i uzyskali specjalną licencję oraz spełniają szereg innych wymogów. Prościej zostać kierowcą parataksówki, np. Ubera - wystarczy własne, minimum 4-drzwiowe auto, zaświadczenie o niekaralności i liczbie punktów karnych, prawo jazdy i... krótki kurs dobrych manier

Uber
Amerykańskie przedsiębiorstwo, które stworzyło aplikację kojarzacą kierowców z pasażerami. Jego usługi dostępne są między innymi w USA, Kanadzie, Niemczech, Francji, a od niedawna - również w Polsce.
Wszędzie wywołuje protesty klasycznych taksówkarzy. U nas spotkał się z krytyką Krajowej Izby Gospodarczej Taksówkarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska