– Cieszę się, że trafiłem do Wisły – już przed meczem w Wojniczu uśmiechał się od ucha do ucha niezwykle sympatyczny Carlos Lopez. – Nie zastanawiałem się długo nad tą ofertą, choć muszę przyznać, że nie była ona jedyną, jaką miałem. Spodobała mi się jednak perspektywa gry w Polsce. Przekonali mnie do tego w pełni Manuel Junco i trener Kiko Ramirez.
Lopez sprawia wrażenie bardzo otwartego człowieka. W Wiśle jest kilka dni, ale już widać, że próbuje „złapać wspólny język” nie tylko z kolegami z drużyny, ale również z innymi członkami sztabu. – Taki jestem, lubię żartować – przyznaje piłkarz. – Myślę, że szybko zaaklimatyzuję się w Krakowie. Na pewno pomoże mi fakt, że w drużynie i przy niej jest trochę Hiszpanów. Jestem tutaj jednak przede wszystkim po to, żeby pomóc zespołowi.
Zapytany o swoje atuty, Carlos Lopez znów odpowiada z uśmiechem: – Wiadomo, że jestem napastnikiem i czego się oczekuje od piłkarzy, grających w tej formacji. Jeśli zatem pytasz o moje atuty, to odpowiem w ten sposób: gol, gol, gol…
Hiszpan pojawił się w drugiej połowie meczu z Olimpią na boisku i rzeczywiście szybko zaczął wcielać w życie swoje zapowiedzi. Najpierw popisał się precyzyjnym strzałem przy samym słupku, przy którym bramkarz nie miał żadnych szans, a później pewnie wykonał rzut karny. Starał się też cały czas jak najlepiej współpracować ze Zdenkiem Ondraskiem. – Po to jestem na boisku, żeby grać razem z kolegami – tłumaczy Lopez. – Cieszą mnie te bramki, ale wiadomo, że to dopiero początek. Pierwsza? Cóż, gdy jesteś w okolicach pola karnego, musisz szukać swojej szansy. Jeśli natomiast chodzi o rzut karny, to mogę je wykonywać, choć w poprzednich klubach nie robiłem tego zawsze.