- Dom został zaprojektowany dla grupy 75 osób i tyle mamy przygotowanych miejsc w salach - mówi Robert Opoka, dyrektor Domu Brata Alberta. Przyznaje jednak, że doświadczenia z poprzednich lat pokazują, że gdy zaczynają się mrozy, po pomoc zgłasza się większa liczba osób. Jak podkreśla Opoka, prośba o wsparcie nigdy nie zostaje odrzucona.
- Zeszłej zimy było kilka takich tygodni, że w naszym domu mieszkało blisko 100 osób- wspomina dyrektor. - Chcemy i tej zimy przygotować się tak, by zabezpieczyć przynajmniej sto miejsc.
Robert Opoka zaznacza, że dodatkowe miejsca w Domu Brata Alberta mają charakter tymczasowy i interwencyjny. Aby powstały, trzeba wygospodarować odpowiednią przestrzeń, by ulokować materace, na których zgłaszające się osoby mogłyby nocować.
- Bywa tłoczno, ale nikt nie narzeka - mówi Marek Łagiewka, mieszkaniec domu. - Wszyscy to rozumieją. Stąd nikt potrzebujący nie zostanie odprawiony z kwitkiem.
Pan Marek w Domu Brata Alberta mieszka z przerwami od niemal 3 lat. Opowiada, że jego problemy alkoholowe i pobyt w zakładzie karnym sprawiły, że został eksmitowany z mieszkania. Wtedy zaczął żyć na ulicy. Dobrze pamięta, jak trudno jest bez dachu nad głową. W Domu Brata Alberta znalazł pomoc i został kucharzem.
Mieszkańcy domu pracują także przy zbiórkach i naprawie używanych przedmiotów, prowadzą warsztaty elektroniczne i stolarnię, gdzie zajmują się renowacją mebli. Pomagają również osobom, które znalazły się w podobnej sytuacji, jak wcześniej oni sami.
- Wraz z dyrektorem jeździłem zimowymi wieczorami po miejscach, gdzie przebywają bezdomni. Rozdawaliśmy im gotowaną przez nas zupę - opowiada Marek Łagiewka.
Akcja, o której mówi, to "Patrol Emaus". Jak tłumaczy dyrektor, mieszkańcy domu kilka razy w tygodniu dokonują objazdu miejsc, gdzie można spodziewać się bezdomnych. Docierają tam z pomocą materialną, rozdając pakiety spożywcze i higieniczne.
- Ważna jest także informacja o tym, gdzie szukać pomocy - mówi dyrektor. - Nasi mieszkańcy zapraszają ludzi, którzy na dworcach czy w altanach próbują przetrwać zimę, by przyszli do Domu Brata Alberta.
Marek Łagiewka uważa, że ludziom, którzy znają życie na ulicy, łatwiej jest dotrzeć do bezdomnych. Zwykle kilkanaście osób w ciągu zimy przyjmuje zaproszenie i przychodzi do domu, gdzie mogą się umyć, zjeść ciepły posiłek. Nie można w żaden sposób przymusić bezdomnych, by porzucili miejsca, gdzie koczują, ale często przypominanie o tym, jakie zagrożenie dla zdrowia i życia stanowią niskie temperatury, przynosi skutek.
- Problemem jest alkohol, którego często używają bezdomni żyjący na ulicy - mówi Robert Opoka. - Do takich osób trudno trafić i przekonać je, by skorzystały ze wsparcia, jakie proponujemy.
Do końca roku Dom Brata Alberta nie musi się martwić o żywność i finanse. Nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja w styczniu czy lutym, ponieważ zależy to od liczby osób, które trafią do ośrodka. Jeśli jak zazwyczaj pojawi się grupa 70-80 bezdomnych, dyrekcja nie przewiduje kłopotów.
Dom Brata Alberta to jedyne miejsce w Sączu, gdzie oferuje się kompleksową stacjonarną pomoc bezdomnym. Opiekuje się nimi także MOPS, który ma ustawowy obowiązek niesienia pomocy potrzebującym i kieruje ich do noclegowni przy Sądeckim Ośrodku Interwencji Kryzysowej, dysponującej 10 miejscami.
Można tam jednak przebywać tylko w godzinach nocnych. Więcej możliwości zakwaterowania nie ma. Pomoc doraźną proponują Caritas oraz Polski Komitet Pomocy Społecznej. Działają także stołówki charytatywne przy sądeckich parafiach.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+