Od drugiej strony także jest kłopot, bo prowadząca w kierunku parku ul. Długoszowskiego jest zamknięta z powodu remontu.
- Piszemy pisma do Urzędu Miasta, do Rejonowego Zarządu Gospodarki Wodnej z prośbami o interwencję, ale odpowiedzi jeszcze nie ma. Chodzi nie tylko o budowę kładki do skansenu, ale też o regulację Łubinki, aby uniknąć szkód w przyszłości - mówi Robert Ślusarek, dyrektor Muzeum Okręgowego, które gospodarzy w skansenie.
Wezbrana rzeka wdarła się w pierwszych dniach czerwca do Miasteczka Galicyjskiego zbudowanego kosztem 10 milionów złotych. Niektóre budynki stały w wodzie sięgającej kolan.
- Gdy woda opadła, trzeba było usunąć pięciocentymetrową wartstwę szlamu. Dzięki szybkiej interwencji pracowników skansenu udało się uratować większość eksponatów, ale zniszczenia w ukończonej już części miasteczka i tak sięgają około 70 tysięcy złotych. Sporządziliśmy szacunek strat i wysłaliśmy do wojewody. Mamy nadzieję na pomoc w naprawie zniszczeń - mówi dyr. Robert Ślusarek.
Ci, którzy są gotowi podjąć trud, aby zwiedzić park, dostaną się tam na dwa sposoby - albo objazdem przez ulicę Jamnicką, równoległą do remontowanej Długoszowskiego, albo od strony ulicy Lwowskiej - brodząc w Łubince.
- Zabezpieczenie przed powodzią i sam most do skansenu należy z głową zaprojektować. Nie załatwimy tego w tydzień. To nie może być prowizorka. Już zająłem się tym problemem - powiedział wczoraj wicemarszałek Małopolski Leszek Zegzda.
Co będzie dalej z Miasteczkiem Galicyjskim?
Leszek Zegzda: Problemem Miasteczka Galicyjskiego jest nie tylko zerwany most. To niepowtarzalny, nowatorski twór, który zgodnie z założeniami miał tętnić życiem, a niestety nie do końca tak jest. Dlatego zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej, aby wyłączyć miasteczko ze struktur muzeum i przekazać w nadzór Instytutowi Europa Karpat działającemu przy Sokole. Tutaj powinny być miejsca służące rozrywce, karczma, sklepiki z produktami regionalnymi, w których można byłoby zaopatrzyć się choćby w oscypek czy śliwowicę.