W rok od hucznego otwarcia nowosądecka placówka IPN praktycznie przestała istnieć. Langer (bliski współpracownik senatora Stanisława Koguta) i ostatni kierownik punktu Michał Zacłona zapewniają, że zrobią wszystko, aby znów zaczęła działać. Kiedy? - nie wiadomo.
Na razie lokal przy ul. Narutowicza 6 stoi zamknięty na głucho. Z drzwi zniknął nawet szyld IPN.
- Wszystkiemu winne są zawirowania, jakie pojawiły się po tragicznej śmierci prezesa Janusza Kurtyki - tłumaczy Langer. - Te zawirowania dotyczą również pieniędzy. Dziś właściwie nie mamy środków na funkcjonowanie punktu.
Chodzi o budżet w wysokości ok. 3,5 tys. zł miesięcznie.
Decyzję o tym, że IPN zostanie w Nowym Sączu, może podjąć tylko prezes Instytutu. Tymczasem konkurs ogłoszony po śmierci Kurtyki nadal jest nierozstrzygnięty.
Sądecki IPN zajmował się głównie organizowaniem konkursów historycznych, lekcji z udziałem historyków IPN, wycieczek do Muzeum Powstania Warszawskiego i archiwum IPN w Wieliczce. Langer zapewnia, że ta działalność nie zaniknie. Sposobem na jej kontynuowanie ma być stowarzyszenie, którego wkrótce powstanie.