https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O gospodarzu, który dał się zrobić w konia

Jerzy Reuter
Jakże wielkie było zdziwienie Stanisława Kotarby, gdy przy zakupie biletu w kasie kolejowej stwierdził, że zamiast pieniędzy wyciągnął z kieszeni zwitek kawałków starych gazet, przewiązanych sznurkiem.

Gospodarz Kotarba biletu już nie kupił i zamiast do rodzinnego domu udał się na posterunek policji.
Feralnego dnia Stanisław przybył do Tarnowa na targ, by kupić konia. Przygotowane na ten cel pieniądze zwinął w rulon i schował do kieszeni spodni. Na targu pooglądał wystawione na sprzedaż perszerony i stwierdziwszy, że żaden nie nadaje się do jego gospodarstwa, poszedł w miasto, a jako że był człowiekiem mało obytym w szerokim świecie, uległ kolorowym reklamom i wpadł w sidła miejskich żądz.

Podjadłszy sobie w napotkanym szynku, postanowił wypić co nieco alkoholu i w ten sposób miło spędzić wolny czas. Odwiedził kilka restauracji i dwie kawiarnie, gdzie z lubością degustował wina i przyglądał się kobietom. Po stwierdzeniu, że świat lekko się kołysze, zdecydował udać się na kolejowe planty i tam przeczekać do odjazdu pociągu.

Po jakimś czasie, gdy Kotarba już nieco ochłonął, przysiadł się do niego młodzieniec o wyglądzie ministranta i nawiązał interesującą rozmowę. Wypytał Kotarbę o zainteresowania, poglądy polityczne i zdrowie rodziny, po czym dyskusja zeszła na tematy końskie. Młody człowiek okazał się znawcą tematu, więc panowie dzielili się wiedzą o hacelach, podkowach i wychowaniu koni na użytek gospodarstwa rolnego. W końcu nieznajomy stwierdził, że tuż obok stoi jego koń i chętnie pokaże zwierzę Kotarbie, by ten ocenił go swoim okiem.

Oczywiście, wzruszony gospodarz bez wahania podniósł się z ławki i przystał na propozycję, wyrażając jednocześnie ochotę na wstąpienie po drodze do knajpy, by tam omówić szczegóły obdukcji. Po przejściu kilku kroków młodzieniec zauważył leżący na środku alejki pękato wypchany pugilares i z triumfem oznajmił Kotarbie, iż znalezisko jest wspólne, więc muszą teraz skryć się w krzakach i podzielić sprawiedliwie zawartość. Do penetracji pugilaresu jednak nie doszło, bo nie wiadomo skąd pojawili się dwaj groźnie wyglądający mężczyźni i zażądali wyjaśnień. Stwierdzili, że przed chwilą zgubili znaczną sumę i muszą przeprowadzić na Kotarbie osobistą rewizję. Gospodarz początkowo stawiał stanowczy opór, ale po rzuceniu nim dwa razy o twardą ziemię zgodził się na przetrząśnięcie kieszeń. Podczas obszukiwania Kotarby panowie podmienili co mieli podmienić i poszli w swoją stronę.

Dopiero przy zakupie biletu okazało się, że nasz Kotarba został wystawiony do wiatru przez zorganizowaną szajkę oszustów, którzy opracowali do perfekcji swój numer i uskuteczniali go na naiwnych podróżnych. Nieznany młodzieniec ulotnił się natychmiast, gdy rozżalony Kotarba poprosił go o pożyczkę na zakup biletu. Stwierdził, że nie pożyczy ani grosza, bo przez taką błahostkę mógłby stracić na zawsze dopiero co poznanego przyjaciela.
Zawiadomieni policjanci rozłożyli bezradnie ręce i doradzili Kotarbie, by ten nie zawierał przygodnych znajomości w okolicach kolejowych dworców, gdzie na jednego podróżnego przypada dwóch oszustów. Pokazali na mapie ogłupiałemu do reszty Kotarbie umiejscowienie jego wsi i pożyczyli gospodarzowi na drogę… wszystkiego najlepszego.
(Za "Pogoń" - zbiory Miejskiej Biblioteki Publicznej)

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska