Zmarnowane zdolności można liczyć na pęczki. O emigrantach roku 1968 powstały książki i filmy, a czytelnym symbolem ich dramatu stał się Dworzec Gdański. O "wyjechanych" stanu wojennego nie rozmawiamy. Nawet nie wiemy, ile osób wtedy wyjechało. Na pewno więcej niż milion; może nawet 1,5 miliona, głównie młodych i wykształconych.
Dla polskiej nauki to był dramat. Według danych cytowanych przez Marka Okólskiego „placówki badawcze utraciły wskutek emigracji 9,5% specjalistów”.
„W latach 1980-1987 wyjechało z kraju 70 tys. wysoko wykwalifikowanych specjalistów, w tym: 47 tys. inżynierów i techników, 3,5 tys. lekarzy, 4,8 tys. ekonomistów, 4,5 tys. pracowników nauki. Wyjechało 14% zatrudnionych w naukach medycznych, 13,7% informatyków, 10,9% biologów oraz 12,5% fizyków i chemików”.
Do dzisiaj nie zrekompensowaliśmy tej utraty. Zresztą tego nie da się „uzupełnić” albo zaklajstrować.
Wszystkich związanych z Solidarnością władze do wyjazdu zachęcały. Namową lub szantażem. Do obozu w Załężu przysłano nawet fotografa, aby zrobił internowanym zdjęcia do paszportu. Andrzej Friszke: „Część internowanych zwalniano wskutek wyrażenia przez nich zgody na emigrację z Polski. Zachętę do emigracji sformułował gen. Jaruzelski w oficjalnym przemówieniu wygłoszonym w Sejmie 25 stycznia 1982 r. Oficerowie SB oddziaływali bezpośrednio.”
Masowa emigracja nie była więc zjawiskiem spontanicznym. Realizowano złowieszczy plan.
W dodatku ludzie uznali, że w Polsce nie mają żadnej przyszłości zawodowej, ekonomicznej, życiowej, czy psychiczno-ideowej. „W 1983 r. co trzecia osoba w Polsce była kandydatem na emigranta: jest to najmocniejsza ze znanych mi miar frustracji społecznej w naszym kraju” – pisał prof. Stefan Nowak.
Za granicą adaptowali się, jak potrafili. Mimo że przyjmowano Polaków chętnie, tylko część zrealizowała ambicje zawodowe i prywatne. Najłatwiej było "technicznym": fizykom, inżynierom, lekarzom. Ci z wykształceniem humanistycznym musieli się zmierzyć z zawodową degradacją i niższym miejscem w drabinie społecznej. A wtedy pojawiała się depresja, wkradał alkohol, problemy finansowe, rozpad rodzin i kłopoty ze znerwicowanymi i upokorzonymi dziećmi.
Bo dzieci lądowały w szkołach bez znajomości języka i backgroundu kulturowego. Maluchy szybko się adaptowały, ale starsi słabo wypadali na maturze, więc potem studiowali w najsłabszych uniwersytetach i mieli lichą pracę.
Widziałam oczywiście spektakularne osiągnięcia Polaków. Aż żal, że te wypchnięte z Polski mózgi pracują dla wielkich korporacji. Jednak większość z ponad miliona Polaków "wyjechanych" przez stan wojenny, mimo wysiłków, uzyskała co najwyżej pozycję w niższej klasie średniej. Ujmy to nie przynosi, ale kontrast z aspiracjami i z realnym potencjałem aż boli.
A niektórzy ponieśli kompletną klęskę. Zapominamy, że otaczająca nas sieć zależności, powiązań, krewniaków i przyjaciół, stanowi dla wrażliwców ochronne i wspierające rusztowanie. Pozbawieni tego, po prostu się zapadali albo rozpadli. Czy w Polsce mieliby inne życie? Tego nie wiemy. Wiem tylko, że kohortami siadywali na schodach polskiego kościoła w Paryżu, w Londynie czy w Rzymie. I to był straszny widok.
- Kiełbasa swojska, pieczona szynka, wędzony boczek prosto od rolnika. Drogo?
- Te znaki zodiaku w 2022 roku czekają wielkie zmiany!
- Wielka aukcja 44 aut odholowanych z ulic. Wiemy, ile zarobiło miasto
- Budowa trasy S7. Odcinek Widoma - Kraków zaczyna nabierać kształtów
- Najwięksi płatnicy podatku dochodowego w Krakowie. TOP 30 FIRM 2021
