Robota mogłaby już ruszyć, ale... urzędnik z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Wadowicach nie uwzględnił w nakazie przebudowy stropu. To zaś blokuje całą odbudowę.
Cztery nieszczęścia
Cofnijmy się do 2010 roku. Zofia pracuje w banku, zajmuje się kredytami dla VIP-ów. Andrzej, jej mąż, ma zakład stolarski - jak wiele osób w tych stronach. Mieszkają w wymarzonym domu na końcu wsi, przy polach i lasach. Nie przelewa im się, żyją dość skromnie, ale godnie. Dzieci są szczęśliwe, zadbane, dobrze ubrane, niczego im nie brakuje.
I nagle los się odwraca, dotykają ich kolejne nieszczęścia, jakby wisiało nad nimi jakieś fatum.
Nieszczęście pierwsze: Andrzej słyszy diagnozę - rak płuc. Później jeszcze okazuje się, że z przerzutami. Zamyka firmę, przechodzi na rentę. W sumie 460 zł i 20 gr miesięcznie.
Nieszczęście drugie: W tym samym roku nadchodzi powódź. Przesiąknięta wodą ziemia zaczyna się osuwać, niszczą się ściany domu. Wtedy jeszcze gospodarze są w stanie udźwignąć koszty jego remontu. Z trudem, bo żyją coraz biedniej.
Zofia zachodzi w ciążę. Jest wielka radość, ale i kolejne nieszczęście: Antoś rodzi się chory. Ma ostry rodzaj alergii wziewno-pokarmowej. Dusi się, kaszle, może jeść tylko specjalne pokarmy, musi przyjmować leki, jeździć do sanatorium.
Nieszczęście czwarte: Zofia zaczyna mieć kłopoty ze zdrowiem. Wysiada serce. Nie jest w stanie już pracować. Musi się leczyć, a do tego opiekować ciężko chorym mężem i synkiem.
Uczy się, jak gotować obiad dla całej rodziny za 20 złotych, gdzie prosić o pomoc. Ale są razem, w swoim domu.
Nawałnica
Do 8 lipca 2015 roku. Wtedy nad zachodnią Małopolską przechodzi wielka burza. Na dom Giełdoniów wali się potężna topola.
Giełdoniowie wcześniej dwa razy prosili straż pożarną, o wycięcie drzewa, ale usłyszeli odmowę i sugestię, by wynająć do tego komercyjną firmę. Taka usługa drogo kosztuje, nie było ich stać.
Drzewo poważnie uszkodziło dom. Musieli wyprowadzić się do maleńkiej chatki mamy pani Zofii. Wtedy pojawiło się światełko w tunelu: Fundacja „Kawałek Nieba” uruchomiła zbiórkę na odbudowę ich domu. Wielu dobrych ludzi, w tym Czytelników „Gazety Krakowskiej”, odpowiedziało na apel o pomoc. Gmina przyznała Giełdoniom mieszkanie zastępcze.
Brak w papierach
Są pieniądze na odbudowę domu, są materiały budowlane. Nie ma jednak odpowiedniego zapisu w nakazie przebudowy domu, wydanym przez powiatowego inspektora nadzoru budowlanego Władysława Gwiazdowskiego w Wadowicach. Zabrakło zdania, że podczas nawałnicy zniszczony został również strop (będący zarazem sufitem). Według PINB, strop został wcześniej zaniedbany przez właścicieli.
- To nas blokuje, bo przez taki mały bubel w zapisie nie możemy zacząć budowy, żaden kierownik nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności - mówi pani Zofia.
Alicja Szydłowska z fundacji „Kawałek Nieba”: - Ci ludzie już tyle wycierpieli, a teraz jeszcze z powodu jakiegoś drobnego formalnego problemu nie mogą zacząć przebudowy swojego domu, mimo że mamy na to zebrane pieniądze i zdawało się, że sprawa wkrótce zakończy się szczęśliwie. To po ludzku smutne.
Inspektor Gwiazdowski twierdzi, że zapis w wydanym przez niego dokumencie wcale nie blokuje rozpoczęcia prac budowlanych (a to, że rodzina nie remontuje domu, wynika z jej, a nie jego, „niechęci”).
Nieco inaczej widzi to Artur Kania, zastępca małopolskiego wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego, któremu podlega powiatowy inspektorat.
- To że strop nie jest uwzględniony w nakazie wydanym prze PINB, może utrudniać doprowadzenie całego budynku do właściwego stanu technicznego - przyznaje inspektor Kania.
Rodzina Giełdoniów wniosła odwołanie do wojewódzkiego inspektoratu.
- Wstępnie mogę powiedzieć, że nakaz wydany przez powiatowego inspektora wydaje się niekompletny. Będziemy rozstrzygać tę sprawę w przyszłym tygodniu - obiecuje inspektor Kania.
Absurdalna bezduszność
Łukasz Gibała, były poseł, a teraz prezes Stowarzyszenia Logiczna Alternatywa, pomagał rodzinie Giełdoniów wysyłać pisma w tej sprawie.
Zamieszanie wokół przebudowy domu określa trzema dosadnymi słowami: absurdalna bezduszność urzędnicza.
- To chore, żeby rzucać kłody pod nogi tak ciężko doświadczonej przez los rodzinie! - mówi oburzony. - Ojciec chory na raka, matka opiekuje się nim i dziećmi, nie mają pieniędzy, a jakiś urzędnik nie ma odrobiny dobrej woli.
Pani Zofia tak stresuje się tą sytuacją, że fatalnie odbija się to na stanie jej zdrowia. W Wielki Piątek trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy ze strasznym bólem głowy i paraliżem lewej strony ciała . Źle tę niepewność znoszą również dzieci i pan Andrzej.
Zofia: - Marzę o dniu, kiedy wreszcie będziemy na swoim. Może wtedy wreszcie zakończy się nasze pasmo nieszczęść?