Ale nawet wtedy, w mojej, ultranarodowej, narodowo-katolickiej drużynie nr 44 (Szczep Słowiki) druhowie uczyli mnie prawdziwego patriotyzmu, tolerancji, szacunku dla ludzi i przyrody.
ZHP było zawsze bardziej liberalne, ale przez to mniej sexy. Nie było tak twardych zasad - w niektórych szczepach instruktorzy ZHP mogli nawet palić papierosy. ZHP było zawsze bardziej dla zabawy. ZHR - bardziej na poważnie. ZHP było wychowaniem. ZHR - służbą.
Bożena Kamińska z PO i ktoś tam, oczywiście z durnego Ruchu Palikota, postanowili spróbować pozbawić ZHR wartości katolickich, czyli esencji. Bo bez triady Bóg-Honor-Ojczyzna nie można w pełni zrozumieć Powstania Warszawskiego, które jest kluczem do przepięknej narodowej mitologii, dzięki której w dzieciństwie poznałem przyjaźń, honor i lojalność.
Wspomniani osłowie przygotowali projekt ustawy, według którego ZHR będzie mogła być "otwarta na wszystkich, bez względu na wyznanie". To tak, jakby ZHR nie zajmowało się niczym innym, tylko prywatnym katolickim dżihadem. Tymczasem w moim czarno-ortodoksyjnym harcerstwie było kilkunastu niewierzących, którzy po prostu zamiast na mszę szli do lasu. I nikt nie robił z tego problemu. Mieliśmy inne: jak wymigać się od mycia garów w kuchni, jak zdobyć dwa podwieczorki, no i jak wyrwać się na ciszy, by w gorącym sosnowym lesie, wśród borówek całować się z harcerką, w berecie i szarym mundurze.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+