- Wiemy, że została wszczęta procedura, która ma doprowadzić do zabezpieczenia miejsca. Nie chodzi o zwykłe zaczopowanie, bo to nie rozwiązuje problemu. Chodzi o bardziej kompleksowe rozwiązanie – mówi Małgorzata Małuch, wójt gminy Sękowa. - Erupcja nastąpiła, choć odwierty zostały zamknięte, a gaz i tak znalazł ujście. Przedstawiciele PGNiG pracują teraz nad tym, żeby można było monitorować ilość wydobywającego się gazu – dodaje.
Jak mówi, na pewno będzie potrzebna infrastruktura, która „przejmie” wciąż wypływającą wodę z resztkami ropy – potrzebny będzie zbiornik, w którym będzie zbierało się to, co ewentualnie wypłynie.
To wszystko wymaga bardzo formalnej procedury. Wiemy, że została ona wszczęta – dodaje.
Gminie Sękowa marzy się takie uproszczenie przepisów, by samorząd mógł korzystać z naturalnych dobrodziejstw, które kryją się na ich terenie.
- Mamy sprzymierzeńca w PGNiG, bo to nie jedyny przypadek, gdy gaz wydobywa się z ziemi – mówi Małuch. - Gdyby udało się uprosić przepisy tak, żeby można było pozyskiwać go na lokalne potrzeby, to znacznie poprawiłaby się gospodarka energetyczna gmina – twierdzi.
Uproszczona strona formalna to jedno, bo poza nią, potrzebna byłaby jeszcze szczegółowa diagnoza, ile gazu tak naprawdę kryje ziemia. Od tego zależy bowiem uzasadnienie ekonomiczne całego przedsięwzięcia.
Przypomnijmy, że gaz oraz solanka ze śladowymi ilościami ropy, zaczęła wydobywać się z ziemi w Wielką Sobotę. Początkowo nic nie wskazywało, że gazu może być tak dużo. Tego samego dnia zapadła decyzja o kontrolowanym podpaleniu. O tak się rzeczywiście stało. Gaz płoną przez kolejne dni, chwilami języki ognia sięgały kilku metrów. Z nieczynnego odwiertu wypłynęło ponad 90 tysięcy litrów tzw. wód złożowych.
