Zaskakujący początek Juvenii
Rezultat i przebieg meczu w Sopocie można uznać za spore zaskoczenie, którego pierwsze zwiastuny pojawiły się już na samym początku. W 3 min po młynie na własnej połowie, piłkę podniósł Maciej Dorywalski i zagrał do Arseniego Pastuchowa, który umknął czterem obrońcom i pognał na pole punktowe. Riaan van Zyl podwyższył i krakowianie prowadzili 7:0.
Odpowiedź Ogniwa przyszła dość szybko. Mistrzowie Polski obudzili się po tej stracie i do końca pierwszej połowy byli stroną dominującą. Pięciokrotnie meldowali się na polu punktowym rywali, a stuprocentową celnością z podstawki popisał się reprezentacyjny łącznik Wojciech Piotrowicz. Dwa przyłożenia były efektem nieporozumienia i prostych błędów Smoków i można było ich uniknąć, ale jeszcze przed przerwą goście pokazali, że nie składają broni. Van Zyl sprytnie kopnął nad przegrupowaniem w stronę linii końcowej, a za piłką popędził Sam Phiri, wykańczając akcję w narożniku boiska. Do przerwy sopocianie prowadzili 33:12.
Juvenia przejmuje inicjatywę
W drugiej odsłonie wynik długo nie ulegał zmianie. Zmienił się natomiast obraz gry, bo to Juvenia zaczęła być stroną dominującą. Krakowianie długimi okresami przebywali na połowie rywala i choć twarda obrona Ogniwa odcinała im drogę do pola punktowego, dwukrotnie znaleźli sposób, by ją sforsować. Najpierw tuż przy chorągiewce z piłką wylądował Rafał Lewicki, któremu znów asystował Van Zyl. Krótko przed zakończeniem meczu, po wielofazowej akcji na pole punktowe przebił się Juan Cruz Miodovsky. Ogniwo, do tego momentu bez zdobyczy punktowej, zdołało jeszcze rzutem na taśmę przeprowadzić jedną skuteczną akcję i odskoczyć na 40:22.