30-latka pojechała do Wadowic na weekend w sierpniu 2012 r. , była z dwuletnim dzieckiem. Dopisała piękna, słoneczna pogoda. Kobieta miała japonki na nogach, ubrana była w koszulkę na ramiączkach, bluzę, szorty. Z dzieckiem była u znajomego, ale gdy para wypiła kilka piw, doszło do kłótni. Wtedy mężczyzna wrócił z dwulatką do Krakowa, a kobieta jeszcze została w Wadowicach. Postanowiła wyjechać później autobusem, ale już nie zdążyła na najbliższy pojazd. Czekała na kolejny, gdy na przystanku na placu Kościuszki nawiązała znajomość z mieszkańcami miasta. Zapoznamy mężczyzna poprosił o papierosa i 2 zł. Spełniła jego prośbę, razem kupili i wypili piwo, rozmawiali.
Podeszło wtedy jeszcze dwóch kolegów mężczyzny: 29-letni Wiesław M. i 48-letni Rolland J. Z nimi kobieta zgodziła się wypić wódkę, dołożyła się, by kupić mocniejszy alkohol. We czworo zmieniali miejsca popijawy pod chmurką,w końcu znaleźli się w okolicach dworca. Tam w opuszczonym wagonie kolejowym kontynuowali biesiadę. Jeden z mężczyzn odszedł, pozostała tylko kobieta oraz Wiesław M. i Rolland J. 30-latka zorientowała się w pewnym momencie, że już nie zdąży na autobus, więc noc postanowiła spędzić na fotelu w wagonie kolejowym. Mężczyźni nie składali jej żadnych propozycji seksualnych, ona też ich nie prowokowała, podchmielona usnęła w wagonie. Panowie obiecali jej, że rano odprowadzą ją na przystanek.
W pewnej chwili obudziła się, bo poczuła, że jeden z kompanów trzyma ją za ramiona, a po chwili próbuje rozebrać. Drugi bił ją pięścią po twarzy i przeszukiwał ubranie w poszukiwaniu pieniędzy i telefonu. 30-latka zaczęła się bronić, kopała napastników. Zaczęła wzywać pomocy, krzyczała z całych sił i jej wołanie usłyszał przypadkowy przechodzień. Podbiegł do wagonu i pytał co się dzieje. Wystraszona kobieta schowała się za jego plecami, a napastnicy przestali ją atakować, przekonywali, że nikomu nie robili krzywdy. Jednak mężczyzna wezwał policję. Wiesław M. i Rolland J. zostali aresztowani. Nie przyznawali się do winy, czyli próby gwałtu i rozboju na pokrzywdzonej.
Wielokrotnie karany Wiesław M. w końcu potwierdził, że zabrał telefon kobiecie, ale nie używał przy tym siły. Rolland J. tłumaczył się odmiennie. - Ja tylko przytuliłem kobietę, by ją uspokoić. Ona nas prowokowała. Ja nie biję nawet psa w trakcie treningu, a co dopiero kobietę - bronił się.
Sąd im jednak nie uwierzył w szczere intencje i skazał oskarżonych. Wiesława M. na 3 lata i 4 miesiące więzienia, a Rollanda J. na 3 lata i miesiąc więzienia. Obaj mają też zapłacić po 15 tys. zadośćuczynienia pokrzywdzonej.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+