Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra: Magia i tajemnica

Jerzy Stuhr
Andrzej Banaś
Przyznał się Pan w zeszłym tygodniu, że te ciągłe podróże egzotyczne są nowym, "post-chorobowym" korzystaniem z życia. Że w nich znajduje Pan tajemnicę, magię, dodatkowe wrażenia. A czy pamięta Pan, że wszystkie te wartości można było niegdyś odnaleźć w filmie? Czy już nie ma takich obrazów, w które można się zanurzyć i odmówić powrotu do tak zwanego zwyczajnego świata?

Ależ są takie filmy i zawsze były. To może raczej nasze postrzeganie życia poprzez ekran nieco się stępiło i dlatego wydaje się, że jeśli osobiście się czegoś nie dotknie, to nie jest to zbyt ważne. Albo jest i powód drugi: zbyt przywykliśmy do tego, że w filmie liczy się temat, że film powstaje "po coś", że może nie godzi się, by tylko porywał widza w otchłań egzotyki, bezinteresownie i luksusowo, nie dając mu żadnego "problemu do rozwiązania"!

Mnie np. zaskoczył ostatnio film Aleksego Fedorczenki "Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków". Autora poznałem kilka miesięcy temu na festiwalu w Tallinie, gdzie był ze swoim filmem. I ten jego nowy obraz zarówno mnie fascynował, jak i drażnił. Bo to jest film o zabobonach.

Można sobie wyobrazić, jaki to świetny temat, jeszcze w Rosji, która ma sporo takich miejsc i kultur pełnych tajemnic, które warto pewnie odkrywać. Zwłaszcza że dzieje się ta akcja gdzieś wśród pradawnego ludu ugrofińskiego, tak zwanych Maryjczyków, których obecni potomkowie zupełnie się nie zmienili, bo tkwią w tych samych zwyczajach, obrzędach i tradycjach.

A więc pełna tajemniczość, egzotyka, nawet magia - a wszystko skąpane w mocnej, ale jakiejś dzikiej i pierwotnej, naturalnej erotyce.

Legendy, rytuały, tajemnica, wszystko tu jest - nieraz może się nawet przypominać przy tej okazji Sergiej Paradżanow ze swoimi trochę już zapomnianymi, a tak niezwykłymi i odkrywczymi niegdyś obrazami, jak cudowne i poetyckie "Cienie zapomnianych przodków".

Sam reżyser, Fedorczenko - też taki wydaje się niekonwencjonalny: duży, długowłosy, mieszkający daleko od centrum, dokładnie w Jekaterynburgu.

Też kiedyś tam byłem, pamiętam, jak to jest daleko, a z Moskwy leci się samolotem ponad 15 godzin. To już jest na granicy Azji. Blisko jest Bajkonur i Gagarin nawet tam mieszkał.

A przecież reżyser, który stamtąd pochodzi - zapuszcza się, jak widać w tym filmie, jeszcze dalej, jeszcze głębiej w całkowicie już nieznane tereny, w zapomnianą etnografię, w symboliczne tradycje.

Przed kilku laty, gdy poprzedni raz zagłębił się w zwyczaje tych samych ugrofińskich plemion, był nawet objawieniem na festiwalu w Wenecji za film "Milczące dusze". A w zeszłym roku otrzymał za ten nowy film Grand Prix festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.

Ale te nagrody świadczą i o tym, że taka niewyobrażalna egzotyka, taki egzotyczno-kulturowy zawrót głowy bywa potrzebny i niemal oczyszczający dla widowni.

Bo ten Fedorczenko wynajduje jakieś wsie, gdzie miesza się rzeczywistość z magią. Jak u Marqueza! Cała opowieść zaś krąży dokoła kobiet. Jakby na nich wyraźniej było widać tę ostateczność biologicznych wyborów, prawa natury, biologię i fizjologię.

A wszystko obraca się dokoła seksu, pożądania, niespełnienia… Jest tu 26 różnych opowieści, może nierównych, o urokach rzucanych na ludzi, o hipnotycznych tańcach nago, tylko tak wobec natury, nocy, księżyca.

Podobała mi się opowieść, w której dziewczyna choruje, rodzice chodzą z nią od jednego znachora do drugiego, wreszcie wróżka sięga po jakąś wróżbę ostateczną, z której wyrokuje, że "to brzoza ją zatruła".

Nikt nie wie, co to znaczy, tylko dziewczyna wie, bo pod brzozą właśnie straciła dziewictwo. I ta dziewczyna chora i słaba wlecze się do tej brzozy, obejmuje ją i prosi o uzdrowienie.

Czy wymodliła uzdrowienie - nie wiadomo. Takie niedokończone są te opowieści, takie zawieszone. Ale ileż w tym niekończących się tajemnic!

Na szczęście, sam autor potrafi zauważyć także filmy zupełnie inne.

Jak jedliśmy obiad w Tallinie, to po drugim czy trzecim kielichu się rozluźnił i nagle "trzepnął" przede mną chyba połową dialogów z "Deja vu". Gdy wyraziłem zaskoczenie, ucieszył się: panie Jerzy, ja przecież na panu się wychowałem!
I jak tu nie być zaskoczonym, gdy w środku egzotyki odnajdujesz znajome sobie dialogi? On mi jeszcze raz uświadomił, że "Deja vu" to dla nich kultowy film, więc nie tylko on zna dialogi na pamięć.

Ale może ten nasz stary film, który już przed wielu laty wyreżyserował Julek Machulski, a w którym ja miałem dużą przyjemność zagrać - też już jest… egzotyką?

Notowała: Maria Malatyńska

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska