Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Na prawo patrz! Wojsko czyta „Quo vadis”

Jerzy Stuhr
Andrzej Banaś
Jest nieźle! Orkiestra wojskowa gra, asysta wojskowa, czy trzeba, czy nie trzeba, jest zawsze w pobliżu, ludzie maszerują - a minister włącza „do służby” wszystkie możliwe formacje społeczne, które tylko potrafią iść równym krokiem. Szkolenia, obozy, musztra i prężenie muskułów… Niektórzy z nas woleliby żyć w kraju filozofów lub artystów, a nie wojowników, ale trudno: przez to też, jak widać, trzeba przejść. Lubi Pan maszerować?

Może już wyrosłem, a może się nigdy do tego nie nadawałem? Najpewniejsze jest to, że jednak od lat byłem i jestem po stronie artystów. Także i tych, którzy patrzą na świat okiem dobrego wojaka Szwejka.

Ostatnio ogromnie mnie rozśmieszyło, z jaką gorliwością te nasze pułki zaczęły czytać „Quo vadis”. A przecież jest wspaniale: księga popularna, bardzo „nasza”, autor kultowy, cały naród czyta „na rozkaz”, to niby czemu wojsko nie miałoby też tego robić?

I żołnierze czytali na głos fragmenty tej powieści. Nikt mi nie powie, że to nie jest szwejkowska sytuacja! Wyobrażam sobie ten rozkaz: na prawo patrz! Wszyscy teraz odkładamy kałasznikowy i czytamy „Quo vadis?”. Kolejno… czytaj! Chociaż może udało im się nie czytać wyznań miłosnych Ligii i Winicjusza, ale skupili się na batalistycznych fragmentach? I bardzo dobrze, że i w tym działaniu wojsko było z narodem i z wydającymi rozkazy przywódcami.

Lubię patrzeć na występy i przemowy samego ministra. Bo jako aktor dostrzegam w nim znakomite rezultaty pracy nad układem twarzy: chodzi głównie o wspaniałą funkcję wysuniętej do przodu brody, która już niejednemu przywódcy zapewniła wzmożenie mocy przekazu.

Kto nam z historii się przypomina w takim momencie?

Przede wszystkim Lenin. W filmie Eisensteina „Październik” uniesiony pod-bródek Lenina (i to prawdziwego, dokumentalnie zanotowanego) tworzył siłę postaci. Hitler też tak przemawiał: broda i wzrok lekko ponad tłumy. Tak wyglądała także wzorowana na nim postać Artura Ui, co Tadeusz Łomnicki genialnie zagrał. Uniesiona broda dobrze działa na każde społeczeństwo! Staje się ono posłuszne!

Oczywiście, „Kariera Artura Ui” to jednak literatura. My teraz wolimy wzorów szukać w historii. Oby to była zawsze historia zwycięstw, a nie to, co nasza tradycja lubi najbardziej, czyli historia klęsk.

Ja bardzo lubię, jak już niejeden raz się przyznawałem, wszystkiego, co najciekawsze, szukać w historii starożytnego Rzymu.

Jedna z największych klęsk Rzymu, która weszła głęboko w mentalność Rzymian, potem Włochów, jedna z największych katastrof, to była bitwa pod Kannami w Apulii, w 216 roku p.n.e., w czasie II wojny punickiej. Hannibal miał mniejszą armię, a potrafił zwyciężyć.

Rzymianom zdawało się, że są niezwyciężeni, bo byli przemyślni i sprytni. Wystarczy przypomnieć, jak się nauczyli robić statki.

Podobno, przypadkowo jeden okręt fenicki osiadł na mieliźnie Adriatyku i oni go rozebrali dokładnie, wszystko obejrzeli, złożyli ponownie - i już umieli. I po paru miesiącach już zbudowali swoje statki. I tak otoczyli Morze Tyrreńskie, że Hannibal nie mógł via Sycylia wkroczyć do Włoch. I musiał iść dookoła. Wszedł do Hiszpanii i zaczął przez Alpy pchać się do Włoch ze słoniami. Koń miałby ciężko, a ci pchali się z 30 słoniami po to, by postraszyć Rzymian. Oni wtedy pierwszy raz w życiu zobaczyli słonie.

I Hannibal, który miał najwyżej 30-tysięczną armię naprzeciw 70-tysięcznej rzymskiej, jednak zwyciężył.

To była sztuka! Parę miesięcy pchał się przez Alpy. Ale jaki spryciarz: po drodze przekupywał różne plemiona germańskie, które spotykał, tyrolskie, obiecując, że jak wygra, to będą sobie mogli ten Rzym splądrować.

Takie obiecanki pojawiają się oczywiście w różnych układach i miejscach do dziś. Wszelkie kampanie wyborcze też są podobnym przekupywaniem, na szczęście bez-krwawym. Na razie.

I nagle to większe wojsko przegrywa pod Kannami. Wyrzezano tam 50 tysięcy ludzi. Nawet jedna z największych bitew I wojny światowej nie miała tylu ofiar, choć były przecież już wtedy armaty, karabiny i bagnety.

Wizerunek Hannibala zachowany na monecie wybitej w jego czasach pokazuje nie tylko mocną brodę, ale i „władczy” nos. Największa klęska Rzymian była też poddaniem się tej twarzy. Oczywiście, potem się odkuli. Ale zaraz po klęsce Rzym się nie mógł pozbierać. Czyżby historia nie lubiła „pewniaków”?

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska