- Wybiegłam z domu z mokrą głową, bo jak trzeba, to trzeba - mówi Jolanta Hentke. W Olkuszu mieszka dopiero od poniedziałku. Przeprowadziła się z mężem z Zielonej Góry. - My dobrze wiemy, jak groźny jest gaz - mówi kobieta. To właśnie w Zielonej Górze pod koniec listopada doszło do wybuchów kuchenek w mieszkaniach w kilku blokach. Wtedy zawinił reduktor na jednej z linii. Zginęła jedna osoba, kilka było rannych.
W Olkuszu na szczęście nikomu nic się nie stało, choć było groźnie.
- Dzięki dobrej pogodzie, mrozowi i lekkiemu wietrzykowi chmura gazu nie zawisła w jednym miejscu - podkreśla Dariusz Wilk, zastępca komendanta olkuskiej Państwowej Straży Pożarnej. - Gdyby do takiej awarii doszło przy innej pogodzie albo w pomieszczeniu zamkniętym, mogłyby się to skończyć dużo gorzej - dodaje komendant.
Zobacz także: Centrum Wolontariatu w Olkuszu otwarte
Zgłoszenie o przerwaniu linii gazowniczej straż dostała o godzinie 11. Na ratunek pojechało pięć wozów strażackich, policja i straż miejska. Druhowie zabezpieczyli teren i zastosowali tzw. kurtynę wodną, by ograniczyć dostęp gazu do bloków. Wciąż monitorowali stężenie gazu w powietrzu. Gdyby było zbyt duże, trzeba byłoby ewakuować okoliczne bloki.
Kilkanaście minut po godzinie 12 gazownikom udało się zabezpieczyć wyciek specjalną metodą zaciskową, skuteczną w przypadku rur zrobionych z elastycznego materiału PCV. Potem jeszcze przez kilka godzin naprawiali gazociąg.
- Dobrze, że nie trzeba było ewakuować reszty bloków. Syn jest chory, w taki mróz do reszty by mi się rozłożył - mówi Ewa Tomsia z osiedla Młodych. - Kto by pomyślał, że przez jedną rurę będzie tyle zamieszania?
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Grali w karty. W ruch poszedł scyzoryk**