Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oni przeżyli katastrofę pod Szczekocinami

Redakcja
Maciej Śmiełowski
Maciej Śmiełowski piotr sobierajski
W katastrofie dwóch pociągów pod Zawierciem zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych. Wśród ludzi, którzy cudem ocaleli, byli Małopolanie.

Czytaj też:

Maciej Śmiełowski, żołnierz z Krakowa:
Jechałem na służbę w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej. Miejscówkę miałem wykupioną w pierwszym wagonie, w przedziale byłem sam. Nagle dało się odczuć jeden wielki huk, wstrząs, wszystko się zakotłowało, latałem po przedziale jak kukła. Słychać było szczęk giętych blach. Wszędzie zapadła ciemność.

Potem słyszałem głosy. Ludzie wzywali pomocy, ratunku, ale nie mogłem się w żaden sposób ruszyć. Przygniotła mnie boczna ściana pociągu, ta z oknami. To wszystko było straszne. Potem było tylko gorzej. Ktoś trzymał mnie za kolano, wzywał pomocy. Potem ten głos osłabł. Zapadła cisza. Widziałem gdzieś urwaną nogę. Nie da się tego opisać słowami, nie życzę nikomu, by znalazł się w takiej sytuacji.

Czekałem na pomoc około dwóch godzin, może trochę więcej. Muszę jednak przyznać, że akcja ratunkowa przebiegała sprawnie. Z tego co wiem, służby bardzo szybko zjawiły się na miejscu zdarzenia. Strażakom, policjantom i ratownikom dość szybko udało się opanować chaos, który zapanował na miejscu. Pomoc przyszła w porę, dzięki czemu żyję.

Przewieziono mnie do szpitala w Sosnowcu. Jestem poobijany, boli mnie cały prawy bok, lewa noga jest zdrętwiała. Jest trochę otarć, ale na szczęście uniknąłem większych problemów. Czuję się w miarę dobrze. Jestem pod dobrą opieką.

Łukasz Kmita z Olkusza, asystent posła PiS Jacka Osucha:
Wracałem z Warszawy od kolegi. Jechałem w drugim wagonie, to jest pierwszym który ocalał w wypadku. W moim przedziale były cztery osoby.

Wypadek to były sekundy, najpierw silne hamowanie, zrobiło się ciemno. Rzuciło mną o podłogę. Na szczęście nic mi się nie stało, ja i współpasażerowie byliśmy przekonani, że pociąg się wykoleił. Jednak to, co zobaczyliśmy, przeszło nasze najśmielsze wyobrażenia. Jako pierwszy wyszedłem na zewnątrz - fale pogiętej blachy, lokomotywy po prostu nie było, wagony pogięte w harmonijkę...

Podbiegliśmy do wagonów z przodu. Wtedy zobaczyliśmy drugi pociąg. Pierwszy wagon był całkowicie zmiażdżony. Nie było jak udzielić pomocy osobom uwięzionym w środku, choć byli tam ludzie, wołali o pomoc, krzyczeli, wyli z bólu.

Dwa wagony pociągu jadącego do Warszawy były zwinięte w harmonijkę. Jeżeli zwykle przedział ma 2-2,5 metra długości, to tu było po pół metra.

Zebrało się ze 40 chłopa z naszego pociągu, zaczęliśmy wyciągać ludzi z wagonów - tych, którym dało się pomóc, nie robiąc im krzywdy. Tłukliśmy szyby, by się do nich dostać. Niektórych nie dało się wyciągać gołymi rękami, bo potrzebny był sprzęt.

Głos sobie zdarłem, bo ktoś musiał "dowodzić", a nasi konduktorzy zginęli. Byli w tym pierwszym wagonie. Chwilę przed wypadkiem sprawdzali nam bilety i szli właśnie do przodu. A wiedziałem, że jak Bóg mi darował życie, to muszę pomagać innym. Przecież gdybym wsiadł do pierwszego wagonu... Dzieliło mnie od niego kilka metrów.

Kiedy przyjechały służby, pomagaliśmy dalej, znosząc rannych na noszach z nasypu, bo trzeba było przytrzymywać ludzi, by się nie zsunęli z noszy, przenosząc bagaże rannych, szukając dokumentów. Potem policja zamknęła cały teren.

I naprawdę dopiero teraz do mnie to wszystko dochodzi. W sobotę nie było czasu na myślenie. Jedno wiem na pewno: pociągami będę nadal jeździł, ale nigdy nie wsiądę do pierwszego wagonu za lokomotywą. Widziałem zbyt straszne rzeczy.

Justyna Danczowska, krakowska skrzypaczka, wracała do Krakowa z mamą, prof. Kają Danczowską:
Siedziałyśmy w ostatnim wagonie. To nas zapewne uratowało. Nagle poczułyśmy ogromne hamowanie, silne szarpnięcie, potem huk. Plecak i inne rzeczy spadły ze stelaża, prosto na mnie, na głowę. Siła hamowania była ogromna, mama poleciała na mnie.

A potem była cisza i ciemność, ogromne zdenerwowanie. Nie wiedziałyśmy co się stało. Poproszono nas, abyśmy opuściły wagon. Ale zejść z wagonu na nasyp kolejowy nie jest łatwo. Stopień jest bardzo wysoko. Pomagał nam chłopak z przedziału. Bez niego nie dałybyśmy rady.

Wyprowadzono nas. Tych, którzy ocaleli, ratownicy zgromadzili na polanie przy torach. Tam spotkałyśmy znajomych, na przykład dyrygenta, pana Warcisława Kunca. Powiedział, że jechał z Krakowa do Warszawy. Wtedy zrozumiałyśmy, że musiało dojść do zderzenia dwóch pociągów.

Mama ciężko to przeżyła. Po powrocie do domu wyłączyła telefon, poszła spać. Mówiła, że coś się ponaciągała. Nie wiem, co będzie. We wtorek mamy grać koncert w Kielcach. Ale nie wiem, w jakiej mama będzie formie. Czy już w poniedziałek będziemy mogły znowu wejść do pociągu.

Euro 2012 coraz bliżej! Zobacz, co będzie się działo w Krakowie

Nowa lista leków refundowanych**[SPRAWDŹ!] **

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska