O pomocy niesionej przez mieszkańców ziemi oświęcimskiej więźniom niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau niewiele się mówi. Ten ciągle mało znany rozdział okupacyjnej historii postanowili przybliżyć filmowcy amatorzy z Oświęcimia w filmie „Auschwitz - w sieci dobra”.
- Na pomysł nakręcenia takiego filmu wpadła kuzynka Magdalena Plewa-Ould - mówi Barbara Daczyńska, reżyserka filmu „Auschwitz - w sieci dobra”.
O tym trzeba opowiadać
Były dwa powody. Pierwszy związany był z domem rodzinnym, przesiąkniętym zawsze historią, której częścią były także wojenne losy dziadka Eugeniusza. Gdy wybuchła wojna miał 15 lat. Wraz z rodziną wysiedlony został do Gorlic. Po jakimś czasie nielegalnie wrócił do okupowanego przez Niemców Oświęcimia.
Aby uniknąć wysłania na roboty w głąb Rzeszy, zgłosił się do pracy przy budowie fabryki IG Farbenindustrie. Tam pracował razem w więźniami Auschwitz. Dostarczał im papierosy. Już po wojnie, od marca 1945 roku, zatrudnił się jako sanitariusz Polskiego Czerwonego Krzyża w bloku 10 na terenie byłego obozu. Wśród resztki oswobodzonych więźniów była duża śmiertelność. Wielu z nich towarzyszył w ostatnich chwilach życia.
- Kuzynka od 18 lat mieszka na Wyspach Brytyjskich. Ma męża Anglika. Będąc zakorzeniona w nowym środowisku, miała okazję przekonać się, jak niewiele Brytyjczycy i ludzie na Zachodzie wiedzą, a często w ogóle nie mają pojęcia o tym, jak wyglądała okupacja niemiecka w Polsce - podkreśla Barbara Daczyńska. - Nic też nie wiedzą o tym, jak mieszkańcy ziemi oświęcimskiej z narażeniem własnego życia i rodzin nieśli pomoc więźniom obozu Auschwitz - dodaje.
I to był właśnie drugi powód do nakręcenia tego filmu. Jego autorzy nie kryją, że liczą na jego pokazanie szerszej publiczności w Polsce, a także poza granicami kraju, aby prawda o tym, że ludność Oświęcimia i okolic nie patrzyła bezczynnie na to, co dzieje się za drutami niemieckiego obozu, dotarła również do opinii międzynarodowej.
Pomysł zrodził się w 2012 r., ale do realizacji udało się przystąpić dopiero dwa lata później. Pierwsze wydatki wsparła babcia Barbary, Halina Bogusz.
Wyścig z czasem
Trzeba było się spieszyć, bo naoczni świadkowie tamtych wydarzeń umierali. - Staraliśmy się dotrzeć do ludzi, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w niesienie pomocy, a nie tylko zbierać relacje od osób z drugiej ręki - zaznacza Tomasz Daczyński, inny z autorów.
Każde ze spotkań z osobami zaangażowanymi w pomoc dla więźniów niosło za sobą wielkie emocje. Niektórzy z bohaterów nie chcieli wracać do dramatycznych wspomnień z czasów okupacji. Tłumaczyli, że nigdy nie opowiadali publicznie o swoich przeżyciach. W kilku przypadkach okazało się, że ich historie dotąd w ogóle nie były szerzej znane.
Pomagali razem z rodzicami
Elżbieta Walus, z domu Ilisińska, długo się wahała. Ostatecznie zgodziła się, ale dodała, że więcej do tamtego okresu już nigdy nie będzie wracać. Gdy wybuchła wojna miała 7 lat. Mieszkała z rodziną na Starych Stawach pod Oświęcimiem. Dom Ilisińskich znajdował się po drugiej strony Soły, wprost naprzeciwko obozu. Od drutów przez rzekę było do nich około 150-200 metrów. Ilisińscy codziennie słyszeli odgłosy krzyków torturowanych więźniów, strzałów podczas egzekucji. Julia i Władysław Ilisińscy, rodzice pani Elżbiety, dobrze wiedzieli, co grozi za pomoc więźniom. Mimo to, wraz z trójką dzieci od początku istnienia obozu im pomagali.
Najpierw nawiązali kontakty z więźniami pracującymi w pobliżu ich domu w komandzie mierników regulujących Sołę oraz pracujących w cegielni. Julia Ilisińska prowadziła działalność na rzecz więźniów w ramach Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej Obwodu Oświęcimskiego. Była przewodniczącą Komitetu Niesienia Pomocy Więźniom Politycznym Obozu Oświęcimskiego.
Elżbieta Walus opowiada, jak jej mama razem z Heleną Stupką i innymi kobietami dostarczały więźniom jedzenie, lekarstwa i ciepłą odzież oraz przekazywały grypsy. Współorganizowała także ich ucieczki z obozu. Działalność ta nie uszła uwadze Niemców. We wrześniu 1941 r. została aresztowana wraz z mężem. Władysław Ilisiński trafił do KL Auschwitz, a następnie do więzienia w Wadowicach, gdzie został rozstrzelany 12 października 1942 r. Żona ostatecznie została wypuszczona.
Podobnych historii oświęcimskich rodzin jest wiele. W wielu przypadkach w pomoc więźniom obozu zaangażowane były dzieci. Im łatwiej było przedostać się w różne umówione miejsca, na przykład z żywnością, bo nie wzbudzały zbyt dużych podejrzeń.
W sumie udało się nagrać rozmowy z 24 osobami. Obok mieszkańców ziemi oświęcimskiej są wśród nich także byli więźniowie Auschwitz, którzy opowiadają, jak bezcenna dla nich była ta pomoc. Wśród nich m.in. Wacław Długoborski, któremu pomagała Wanda Sarna, z domu Kondal, także jedna z bohaterek filmu.
Niestety, duża część z tych dzielnych oświęcimian nie doczekała premiery. - Dzięki temu filmowi pozostanie o nich pamięć i te niezwykłe historie, których byli bohaterami - mówi Jarosław Wilczak, kolejny z twórców filmu.
Co wybrać?
W trakcie rozmów z mieszkańcami i więźniami oświęcimscy filmowcy nagrali 30 godzin materiału. Film trwa 72 minuty.
- Stanęliśmy przed wielkim wyzwaniem, co wybrać, aby oddać w pełni obraz tego, co działo się pod drutami Auschwitz i działalności tutejszej ludności - podkreśla Jarosław Wilczak, który był odpowiedzialny za montaż.
Na ostatnim etapie produkcji zaangażowali się inni członkowie rodziny Daczyńskich, Piotr i Bartłomiej. Filmowcy wdzięczni są także oświęcimskim kolekcjonerom i miłośnikom historii Łukaszowi Szymańskiemu i Mirosławowi Ganobisowi za udostępnienie posiadanych materiałów archiwalnych.
Partnerami projektu są Międzynarodowy Dom Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu oraz Konsulat Generalny Niemiec w Krakowie. Dzięki wsparciu finansowemu konsulatu film został przetłumaczony na język angielski i niemiecki, co ma ułatwić jego promocję poza granicami Polski. - Bardzo liczymy, że film uda się wyświetlić w Niemczech, a może także w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie - mają nadzieję filmowcy.
Premiera odbędzie się w najbliższy poniedziałek w Oświęcimskim Centrum Kultury o godz. 18, ale wejściówek już nie ma. W związku z ogromnym zainteresowaniem kolejne dwa pokazy planowane są w OCK 24 kwietnia o godz. 17 i 19. Wstęp wolny.
Poręba Wielka. Tata dobrowolnie poszedł do Auschwitz na pewn...
ZOBACZ KONIECZNIE
FLESZ: Oddając krew ratujesz życie
