Już przed wyprawą do Białegostoku oświęcimianie mieli świadomość, że czeka ich trudne zadanie. Przyszło im walczyć bez Roberta Kolki i Michała Borówki, zawodników AGH Kraków, występujących w Niwie na mocy umowy szkoleniowej. Byli potrzebni w swoim macierzystym klubie, który także walczył o awans, ale do I ligi. Obie drużyny rywalizowały w podobnym czasie.
W pierwszym meczu Niwa przegrała z Oleśnicą 52:81. - Widać było brak naszych liderów, a w wyjściowym składzie miałem tylko trzech zawodników, którzy regularnie występowali w lidze na trzecioligowych parkietach – _tłumaczy Jakub Musijowski, trener oświęcimskich koszykarzy. - _Pozostali byli juniorami, rzuconymi na głęboką wodę. Doszedł stres, towarzyszący pojedynkom i wielką stawkę. To dlatego na początek dostali bolesną lekcję dorosłej gry.
Szkoleniowiec dostrzega jednak pozytywy wyprawy do Białegostoku. - Po pierwszym meczu wielu nas skreśliło, tymczasem chłopcy odrodzili się na drugą potyczkę, przeciwko drużynie Gniezna, z którą przegraliśmy 76:83 _– wspomina Musijowski. - _Muszę podkreślić, że byliśmy najmłodszą drużyną turnieju, a rywale mieli w swoich szeregach zawodników ogranych na poziomie drugiej i pierwszej ligi. To dlatego ten turniej był dla nas bardzo pożyteczny. W drugim meczu długo prowadziliśmy, wprowadzając w szeregach rywali niepokój. Było nawet 48:44, ale potem rywale zdołali nas złamać. Włożyliśmy w to spotkanie sporo sił, więc zastanawiałem się, czy chłopcy zdołają się odbudować na ostatni mecz, przeciwko gospodarzom. Chcieliśmy wygrać choć jeden mecz.
Na koniec oświęcimianie przegrali z miejscowymi Żubrami 83:101. - Może wynik sugeruje łatwą wygraną rywali, ale wcale tak nie było. Zagraliśmy z ogromną determinacją. Cechy wolicjonalne też są ważne. Chłopcy byli zaangażowani do końca, bez względu na wynik – podkreśla Musijowski, wierząc, że zdobyte w Białymstoku doświadczenie zaprocentuje w niedalekiej przyszłości.