Rozmowę zaczynała tak: Szczęść Boże, dzwonię z Centrum Zabezpieczeń Pożarowych Państwowej Straży Pożarnej. Niedługo planowana jest nasza wizyta w tej parafii. Nie kryła, że przeprowadzona kontrola strażaków może skutkować surowymi karami finansowymi. Weronika S. dzwoniła nie tylko z fatalną nowiną o kontroli, ale oferowała szybkie rozwiązanie problemów.
- Ksiądz proboszcz dostanie je ode mnie niezbędny w kościele sprzęt i to znacznie taniej niż na wolnym rynku. To dlatego, że właśnie mamy dofinansowanie z Unii Europejskiej. Taka promocja to, pardon, piekielna okazja - kusiła. Mówiła, że oferowany sprzęt jest atestowany, dobrej jakości, tani. Będzie wysłany na adres księdza proboszcza. Dopiero, gdy paczka zostanie dostarczona, trzeba za nią zapłacić. Rozmówczyni dotrzymywała słowa. Po kilku dniach zjawiał się kurier z przesyłką.
W zależności do zamówienia przywoził koc gaśniczy, gaśnicę oraz zestaw znaków informacyjnych o drodze ewakuacji na wypadek pożaru w kościele. Wpadła, bo dwa razy zadzwonił do tych samych księży z Bocheńszczyzny, których wcześniej oszukała. Oni zawiadomili policję.
Okazało się, że kobieta wcześniej pracowała w firmie telemarketingowej w Chrzanowie, która zajmowała się sprzedażą sprzętu przeciwpożarowego. Stąd wiedziała, jak skutecznie rozmawiać z ludźmi przez telefon. Założyła swoją działalność gospodarczą i od stycznia 2012 r. zaczęła obdzwaniać księży w całym kraju. Z internetowej wyszukiwarki wybierała parafie jedna po drugiej i składała księżom propozycje nie do odrzucenia, straszyła kontrolami straży i kurii oraz karami finansowymi. Powoływała się na nieistniejące regulacje UE.
W sprzęt zaopatrywała się w Katowicach. Tam kupowała koce, gaśnice, tablice informacyjne. Przedmioty wysyłała pocztą kurierską do proboszczów. Wprowadzała ich przy tym w błąd o obowiązku posiadania sprzętu przeciwpożarowego i o jego atrakcyjności cenowej.
To było fikcją, bo policja sprawdziła, że gaśnica kupowała za 62 zł, a sprzedawała po 236 zł. Koce nabywała za 50 zł, a pozbywała się ich za 229 zł. Pieniądze od księży wpływały na jej konto, w sumie uzbierała około 145 tys zł.
Skala działalności Weroniki S. była imponująca. Przez półtora roku oszukała 510 proboszczów z 16 województw. Usiłowała też naciągnąć kolejnych 844 duchownych.
- Miesięcznie mogłam zarobić 5 tys. zł na życie, na bieżące wydatki na córkę - nie kryła.
Przyznała się do winy i poddała krze.