Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszukani przez "Żubra" i "Leoparda": stracili wszystko

Katarzyna Janiszewska
Jan Hubrich
Marian Gaździk nigdy się nie zastanawiał, czy warto być uczciwym. Po prostu taki jest. To znaczy wie, że tacy jak on zawsze dostają po dupie. Ale nie potrafi inaczej. Tak jak z tym kantorem. Pracownik przez pomyłkę za dolary zapłacił mu jak za euro. Wyszło parę tysięcy więcej. Oddał wszystko.

Teresa Trybus mówi, że warto. Mimo wszystko warto być uczciwym. Chociaż nie ma ani mieszkania, ani 310 tys. zł, które odkładała przez całe życie. Ma za to całkiem nowiutkie stenty w naczyniach wieńcowych i poczucie życiowej porażki. Że też dała się tak podejść, oszukać. No ale jak wyglądałby świat, gdyby wszyscy byli nieuczciwi? - pyta.

Czytaj także:**Kraków: kupili mieszkania. Nigdy w nich nie zamieszkają**

Takie zdarzenia sprawiają oczywiście, że człowiek przewartościowuje pewne sprawy - uważa Barbara Mrózek. Ale nie. Ma już zszargane nerwy i zdrowie, więc chociaż sumienie chce mieć czyste. Zastanawia się, co teraz robi Jacek P. Gra sobie w golfa? Słyszała, że jeździ na rolkach po Plantach. Beztrosko spędza czas z rodziną i dobrze się bawi. A ona chciałaby go zapytać o jedno: jak można tak po prostu zabrać czyjąś krwawicę i pozbawić ludzi marzeń?

Oszczędzanie

Przez lata Teresa Tyrbus, lekarz anestezjolog odmawiała sobie wszystkiego. Rezygnowała z biżuterii, drogich ubrań, wycieczek. Wszystkie pieniądze na tak zwane "lepsze życie" odkładała z myślą o mieszkaniu dla córki. Od 20 lat każdy urlop spędzała w Holandii, pracując w szpitalu. Inny sprzęt, inne zwyczaje, inna organizacja pracy, a co za tym idzie napięcie emocjonalne i zmęczenie fizyczne. - Mogłam w tym czasie leżeć na plaży na Bali albo na Wyspach Wielkanocnych - stwierdza. - Ale kiedyś rodzice kupili mi garsonierę na start, więc uważałam, że teraz ja powinnam zapewnić to samo swojemu dziecku.

Dla Mariana Gaździka mieszkanie miało być inwestycją na przyszłość. Było tak: razem z żoną i młodszym synem mieszkali w niewielkim mieszkaniu na Prokocimiu. Trochę ciasno, bo w jednym pokoju spali i przyjmowali gości oni, w drugim syn. On jeździł na taksówce, żona pracowała w hotelu, ale była redukcja etatów. Nie mogła znaleźć pracy, więc wyjechała do Stanów. Przez trzy lata sprzątała domki. - A tam za darmo nie płacą - podkreśla pan Marian. Przesyłała dolary, ale co chciał je zamienić na złotówki, kurs spadał. Tracili. Zainwestował w fundusze i znów nie wyszło. Żona przekonywała, że muszą kupić coś trwałego. Samochód dziś jest, jutro nie ma. A mieszkanie to pewna sprawa. I każdy mówił, że na pewno nie straci. Jeszcze można zyskać, bo ceny pójdą w górę. Oszczędności nie starczyło na całość, ale syn miał dobrą pracę, mógł wziąć pożyczkę - 150 tys. zł. - Nie był przekonany, trochę go namawialiśmy i się zgodził - przyznaje pan Marian. - Dziś ma do nas żal o to. Mówi, że mieszkanie nie było potrzebne, że można było poczekać i spokojnie coś kupić.

Barbara Mrózek nie chciała czekać. Przyjechała do Krakowa na studia. Najpierw mieszkała w akademiku. Później wynajmowała pokój, przeprowadzała się z jednego do drugiego. Trochę odkładała. Ale płacąc komuś, wiele odłożyć się nie da. A że miała dość tej tułaczki, zdecydowała się na desperacki krok: weźmie kredyt: 300 tysięcy, do tego 80 tys. oszczędności. Ma dobrą pracę w branży poligraficznej.- Pomyślałam sobie, że jak teraz nie będzie mnie stać na spłatę rat, to tym bardziej na emeryturze nie będę miała pieniędzy, żeby płacić czynsz - mówi.

Wymarzone mieszkanie

To miało być jej pierwsze, własne mieszkanie. Wiedziała, że nie kupi sobie drugiego, więc jak już wydawać pieniądze to na coś, co się naprawdę podoba. Wymarzyła sobie balkon i okna na zachód. Tak, żeby wracając z pracy mogła jeszcze choć trochę nacieszyć się słońcem. Przy Wierzbowej spodobało jej się wszystko. - Znajomi mówili mi: nie kupuj dziury w ziemi - wspomina pani Barbara. - Wiedziałam, że są problemy z deweloperami. Że biorą pieniądze i nie budują. Ale tu umowa była taka, że kolejne transze wpłacam zgodnie z postępem prac.

Pan Marian ofertę znalazł w internecie. Z rodziną pojechali do Podłęża. Na działce stało już 120 domków jednorodzinnych. Duża inwestycja "Żubra". Do tego miało dojść kilka bloków. Spodobało im się. - Widzę, że prace zaawansowane, idą pełną parą, cena przystępna - 4.600 za mkw., a w mieście chcieli po 7, 8 tys. - podkreśla. - Autostradę do Tarnowa budowali - myślę, będzie dobre połączenie. Na Prokocim w 10 minut się doleci, to co to jest. Niedaleko Puszcza Niepołomicka, to i powietrze może lepsze.

Dla pani Teresy wybór był naturalny. Urodziła się na Dębnikach, tutaj mieszkali jej rodzice, a wcześniej dziadkowie i pradziadkowie. Zdecydowała się na duży blok. Z okien miało być widać rodzinny dom, dziś zabytkowy. - Pomyślałam, że przynajmniej nikt go nie wyburzy i nie postawi córce przed oknami kolejnego bloku. Wszystko było co prawda tylko na papierze, ale w głowie już rodziły się plany. Łazienka miała być w kolorze zgaszonego różu albo beżu z brązem. Ściany w mieszkaniu jasne, na podłodze deski. Zastanawiały się z córką, gdzie postawić szafę. Żeby była pojemna, a nie zagracała pokoju. Jak tylko coś fajnego zobaczyły - garnki, sztućce, porcelanę -
kupowały do nowego mieszkania.

Pierwszy zgrzyt

Na mieszkanie dla Ernestyny Szpakowskiej i jej 8-letniej córki Mai zrzuciła się cała rodzina: dziadkowie, rodzice, siostra. W sumie 340 tys. zł. - Mieszkałyśmy w 10-metrowym pokoiku u mojej mamy - opowiada. - Brakowało miejsca na ubrania, do pracy. A tu lokalizacja super, deweloper duży i sprawdzony.

Wszystkie marzenia, radość runęły z końcem września, w niedzielne popołudnie. Pani Teresa pamięta tę rozmowę jakby była dziś. - Zadzwonił kolega, opowiadam mu, że kupiłam mieszkanie dla Ani. A on na to: No, mam nadzieję, że nie w "Leopardzie". I zaczął mi opowiadać o innych oszukanych. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że taka cierniowa droga przed nami. Nie mogła jeść, spać. Serce nie wytrzymało stresu. 10 dni po tym, jak dowiedziała się, że straciła oszczędności życia, poczuła ból w barku i zrobiło się jej niedobrze. Była na dyżurze, poprosiła pielęgniarkę, by zrobiła jej EKG. Diagnoza: ostry zawał serca. Trafiła na salę operacyjną, do naczyń wieńcowych wszczepili jej stenty, by krew mogła swobodnie przepływać.

Czytaj także:**Z pamiętnika drobnego złodziejaszka**

Pani Barbara o problemach dewelopera dowiedziała się w banku, który obsługuje jej kredyt. W domu wstukała w internetową wyszukiwarkę "Leopard"... Długi, hipoteki, upadłość, bankructwo - czytała, ale nie wierzyła. - Osiwiałam chyba w jeden wieczór - opowiada. - Miałam taką ciężką, wielką głowę, że wydawało mi się, że się w drzwiach nie zmieści. Wmawiałam sobie, że to nieprawda, ludzie wypisują bzdury w internecie, zaraz się z tego obudzę. W jednej chwili straciłam całe oszczędności i zadłużyłam się do emerytury. Ta świadomość była tak straszna, że nie chciałam jej do siebie dopuścić.

Rozpacz

Przekazanie kluczy to miał być podniosły moment, historyczna chwila. A kiedy już je dostała i została sama, oparła się o parapet i miała ochotę się rozryczeć w tym swoim mieszkaniu. Wcześniej urządzała już sobie w myślach co gdzie będzie. - Chodziłam po sklepach: oj te kafelki są śliczne, te sobie kupię - wspomina pani Barbara. - A jak przyszło co do czego, wzięłam pierwszą z brzegu farbę, na podłogę położyłam linoleum. Pozbierałam stare meble, w łazience stoi podarowana wanna, niczym nieobudowana. Totalna prowizorka, żeby się tylko wprowadzić. Do dziś wiele rzeczy mam w pudłach. Po co inwestować, jeśli za chwilę pewnie i tak mnie wyrzucą? - pyta z goryczą. - Przez ostatnie lata, kiedy rodzice pytali, co mi kupić na imieniny, mówiłam: Odkładajcie, zrobicie mi prezent do nowego mieszkania. I kiedy przyszły imieniny w 2008 r. dali mi te pieniądze, żebym miała na prawnika. A to miało być na lodówkę…

Marian Gaździk: - Najgorzej to było jak już do mnie dotarło, że wszystko stracone, że nic nie odzyskamy. Myślę sobie: Boże, jak to? To małżonka tak ciężko pracowała: ręce zdarte, włosy jej wychodziły, prawie nie spała. Trzy lata rozłąki i wszystko na nic? Gdybym to wygrał w totolotka, to bym powiedział: łatwo przyszło, łatwo poszło, ważne, że jestem cały. Ale tu tyle wyrzeczeń. Przez 20 lat człowiek będzie płacił i nic z tego: ani klamki, ani okna. To tragedia. Psychicznie się człowiek wykańcza. Budzę się rano, klękam do pacierza i cały czas o tym myślę. Jak wiozę klienta i widzę nowe osiedla, aż coś mi się w środku robi. Złe myśli przychodzą do głowy. Tak wziąć i się zrewanżować Marcelisowi B. za te krzywdy. Ale nie umiałbym tak zrobić. Wierzący jestem, nie ja będę osądzał.

Zamiast smutku i rozpaczy pani Ernestyna czuje wściekłość i determinację. Ma tylko jeden problem - co odpowiedzieć Mai, kiedy pyta: co zrobimy, jak nas wyrzucą? - Wtedy będziemy w beznadziejnej sytuacji - przyznaje. - Ale na razie ja się nie załamałam. Nie mogę się rozłożyć, bo jestem odpowiedzialna za dziecko. Będę walczyć do końca.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Brutalna wojna o turystę. Kto podpala meleksy?
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Adam, Polska ci dziękuję.** Podziękuj Adamowi Małyszowi za wszystko, co dla nas zrobił**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska