Młody mężczyzna trafił do szpitala z objawami zatrucia czadem. By go ratować siedem jednostek straży pożarnej, dwie karetki pogotowia, wozy pogotowia gazowego oraz elektrowni, a także policja zablokowały całkowicie jednokierunkową ul. Kochanowskiego.
Parkujący przy licznych przychodniach i aptece, zmuszeni byli wyjeżdżać pod prąd, łamiąc przepisy. Dym kompletnie przesłonił na godzinę okolicę. Groźny pożar wybuchł około godziny 14. Strażacy odebrali wezwanie o 14.06. Gdy dotarli na miejsce, pół ulicy spowijał gęsty dym. Ogień zajął duży parterowy dom z poddaszem, w którym mieszka kilka rodzin.
Kierowcy wozów strażackich, jadąc pod prąd musieli bardo uważać, żeby nie zderzyć się z prawidłowo jadącymi pojazdami, bo z powodu zadymienia widoczność nie sięgała metra. Dodatkowym utrudnieniem były zaparkowane na ulicy auta osobowe. Na wezwanie strażaków zjawił się kierowca tylko jednego z nich i usunął wóz, żeby wpuścić ratowników.
Strażacy w maskach i aparatach tlenowych tłumili płomienie wchodząc do wnętrza domu przez dach. Z gorejącego budynku ewakuowani zostali jego mieszkańcy. Podczas zdarzenia wiał silny wiatr, dlatego pogorzelców zabezpieczono przed wychłodzeniem folią termiczną.
Wyprowadzony z budynku młody mężczyzna zasłabł. To był najprawdopodobniej efekt zatrucia tlenkiem węgla i dymem. Przetransportowano go do ambulansu pogotowia i natychmiast pojechał do szpitala.
- Gdyby paliło się kilka godzin wcześniej, sytuacja byłaby dramatyczna - ocenia brygadier Paweł Motyka z sądeckiej PSP. - Dom, który płonął, sąsiaduje z filią Szkoły Podstawowej numer 3, w której ulokowane są najmłodsze klasy od 1 do 3. Na szczęście o godz. 14 w szkole już nie było żadnych uczniów. A było niebezpiecznie, bo wiatr kierował dym właśnie na ten obiekt - mówi.
Przyczyny wczorajszego pożaru jeszcze nie ustalono.