Rodzinne, wieloodcinkowe produkcje są projekcją marzeń przeciętnego telewidza. Odpowiadają na jego zapotrzebowanie, choć serialowym bohaterom materialnie daleko do ideału - z reguły reprezentują klasę średnią, żyjącą w gustownych, lecz skromnie urządzonych wnętrzach.
Takich, na które przy wzięciu kredytu byłoby nas stać. Najbardziej zajmują ich sprawy uczuciowe. Kto kogo kocha, który z którą, kto zdradza. Jaki albo jaka jest w łóżku? Takie pytania zaprzątają najczęściej głowy 30-latków. I właśnie owi 30-latkowie najgęściej zaludniają plany tasiemcowych seriali.
Dla scenarzystów są najatrakcyjniejszym kąskiem - jeszcze nie wyszli z krótkich spodenek, a już społeczeństwo usiłuje wstawić ich w sztywne ramy. Biznesmenów, pracowników, przedsiębiorców... Niby żyją w związkach, a jakoś nie są pewni, czy ich partner/ka to faktycznie Ten/Ta.
Pełnokrwiste "Usta usta"
Przykładem na taki stan uczuć może być fabuła świeżego hitu TVN-u, serialu "Usta usta". Koncentruje się ona wokół trzech par. Iza i Piotr żyją od lat w dobrym związku. Kłopoty zaczynają się wraz z przyjściem na świat ich dziecka. Agnieszka i Krzysztof są już po ślubie, mają synka, jednak wciąż kłócą się o model rodziny.
No i główni bohaterowie, Adam i Julia. Związkowo najmłodsi stażem, poznali się w nietypowych okolicznościach (połączył ich zgubiony numer telefonu). Mają już za sobą "pierwszy krok w chmurach", czas więc na "małą stabilizację". Kłótnie zaczynają się przy przeprowadzce, kiedy dziewczyna upiera się, że musi wziąć koniecznie swoje wszystkie graty. Wśród nich znajduje się akt ślubu. Fikcyjny?
Podobnie jak większość polskich seriali, także "Usta usta" są odpowiednikiem zagranicznej produkcji. W tym przypadku - brytyjskiego "Cold Feet". Emitowany od 1997 do 2006 roku tasiemiec cieszył się sporą popularnością.
- Nie wypowiem się, niestety, czy "Usta, usta" mogą stać się sztandarowym serialem polskich 30-latków. Mam nadzieję, że tak. Bardzo lubię go zwłaszcza za świeży, odważny język i świetne dialogi. Jako adaptatorka starałam się maksymalnie wykorzystać oryginał - świetny scenariusz Mike'a Bullena i stworzyć jego pełnokrwisty odpowiednik - mówi Małgorzata Sikorska-Miszczuk, jedna z adaptatorek polskiej wersji serialu.
Kolejny typ często prezentowany we współczesnych polskich tasiemcowych produkcjach to piękni, wolni, niezależni, jednak w głębi duszy wciąż czekający na tego czy tę jedyną. Tylko co właściwie ta wolność oznacza? Odpowiedź na to pytanie znaleźć można już w "najstarszym" z modnych seriali.
Wolność, czyli pustka
Jest nim TVN-owska produkcja "Kasia i Tomek", pierwsza z grona wieloodcinkowych produkcji telewizyjnych, próbująca opisać życie współczesnych 30-latków. Tytułowa para została sportretowana jako dwójka wielkomiejskich lekkoduchów, zawieszonych pomiędzy małżeńskimi oczekiwaniami ich rodzin a codzienną prozą życia.
Skupiona wyłącznie na twarzach Kasi i Tomka kamera tylko konkretyzowała odbiór serialu. Nic nie mogło spowodować, żeby widz choć przez chwilę pomyślał, że to nie oni są w epicentrum zainteresowania.
To właśnie komercyjny sukces "Kasi i Tomka" zapoczątkował lawinę seriali poświęconych młodym, nie do końca pewnym swojego miejsca w życiu. Od połowy 2005 roku TVN rozpoczął emisję "Magdy M.", opowiadającej o sercowych rozterkach tytułowej kobiety, pracującej jako prawniczka.
Aby uwiarygodnić jej postać, producenci zaangażowali do roli Magdy Joannę Brodzik, w "Kasi i Tomku" odtwarzającej rolę Kasi. Wszystko po to, by aktorka stała się twarzą niestabilnych sercowo dziewczyn z metropolii.
W 2007 roku, tuż po zakończeniu emisji "Magdy M", Polsat wystartował z "Tylko miłość" - zbiorowym portretem współczesnych, wykształconych 30-latków. TVN odpowiedział serialem "Teraz albo nigdy", z grubsza opowiadającym o tym samym. No i jeszcze obecne "Usta, usta". Powiewem świeżości w tym dość monotematycznym serialowym świecie jest "Klub Szalonych Dziewic", jeszcze ciepła kolejna długoterminowa produkcja stacji TVN.
Seksowne 30-tki górą
W tym serialu znajdziemy wyidealizowany, ale jakże kuszący obraz współczesnej kobiety po 30-tce. Wedle tej cukierkowej opowieści, żyjące obecnie kobiety z dużego miasta są ambitne, śmiałe, seksowne i inteligentne, a przede wszystkim bardziej kreatywne od panów. Dzięki temu różnią się od innych kobiecych postaci znanych do tej pory z polskich produkcji. Nie mają zahamowań, otwarcie mówią o seksie. Są bardziej wyemancypowane i przebojowe, drapieżne kocice chciałoby się rzec. Trzeba przyznać realizatorom, że aktorki do kreacji postaci tytułowych dobrali idealne.
Bohaterkami serialu są przyjaciółki ze szkolnych lat: Daria (Dominika Łakomska), Joanna (Monika Buchowiec), Karolina (Anna Przybylska) i Magda (Anna Dereszowska). W przyjaźni są sobie niezwykle oddane, wierne i szczere. Ich rytuałem są cotygodniowe spotkania w pubie, gdzie przy ulubionym drinku "Szalona Dziewica" rozmawiają bez zahamowań o facetach, seksie i codziennych zdarzeniach.
Każda z przyjaciółek dąży do realizacji własnej drogi życiowej, nawet jeśli zdarzają im się porażki, nie żałują podjętych wyborów. Ich odwaga i bezkompromisowość determinują relacje z mężczyznami, które w efekcie pozbawione są schematów i klasycznego myślenia o wspólnym życiu. Paradoksalnie dziewczyny z serialu, tak jak wiele współczesnych kobiet, mają lepiej dobrane sukienki niż mężczyzn.
Zarówno szczęście jak i ukochany są przecież w obecnym świecie trudne do zdobycia i jeszcze trudniejsze do utrzymania. Po co więc się wysilać? A jednak ciągle gadają o facetach. Ten model myślenia niczym biblijne prawdy objawione przyjmują telewidzki.
Ciekawe, że młodzi bohaterowie polskich seriali koncentrują się wyłącznie na życiu miłosnym. Reszta rzeczywistości (praca, problemy mieszkaniowe, relacje z starszym pokoleniem) traktowane są w nich po macoszemu. Nieważne, jak byłoby źle, wszystko i tak się w tych kwestiach ułoży. Na usta aż ciśnie się pytanie, czemu bohaterowie praktycznie wcale nie angażują się w życie społeczne? Odpowiedź jest prosta. W serialach nie ma na to miejsca. Ta prawdziwa rzeczywistość jest bowiem... w kinie.
Kino obrońcą realizmu
"Dług", "Portret podwójny", "Dzień, w którym umrę", "Oda do radości", "Plac Zbawiciela"... Wszystkie te filmy wzięły się za sportretowanie głęboko zanurzonych w dzisiejszym, drapieżnym kapitalizmie 30-latków. Ci zaś ugrzęźli w nim tak bardzo, że nie potrafią wyjść na powierzchnię.
To nie przypadek, że w odróżnieniu od seriali filmy pełnometrażowe kreślą ponury obraz ich życia. Zbliżenie realnych aspektów egzystencji współczesnego 30-latka sprawdzi się tylko w niszowym metrażu. Gdyby Krzysztof Krauze zabrał się za kręcenie tasiemcowego serialu w duchu "Placu Zbawiciela", 99 proc. widzów po dwóch odcinkach wyłączyłoby odbiorniki.
W tym przypadku Polska nie różni się niczym od Zachodu. Obok pogodnych seriali "Przyjaciele" czy "How I Met Your Mother", mamy ponure (i obficie nagradzane) obrazki pokroju "Małych dzieci" lub inteligentne komedie o bezideowych lewusach, których sztandarowym tytułem są "Sprzedawcy". Już staruszek Melies wiedział, że X Muza ma odciągnąć widza od życia codziennego. Stąd wśród 30-letnich widzów bierze się popularność seriali opowiadających o nich samych. A jeśli ktoś uważa, że w zbyt różowych barwach, może wybrać się do kina. Tak dla równowagi.