"Kranówa" kojarzy mi się z czymś ożywczym i wesołym, jest lepsza od pozbawionej smaku wody źródlanej, nie generuje plastikowych śmieci, nigdy się nie kończy i zawsze jest zimna, w przeciwieństwie do obrzydliwej wody przegotowanej, co zgrzyta kamieniem z czajnika między zębami i którą w desperacji można schłodzić jedynie lodem (z wody z kranu, oczywiście).
Kranowianka obłaskawia na kacu, jej łyk przynosi ulgę po myciu zębów. Jest w zasadzie za darmo, nie szkodzi nerkom i pozostaje pod stałą kontrolą sanepidu, co jest dla niej pewnie upokarzające, ale w końcu robi to dla nas wszystkich. Przywodzi na myśl lata 90., gdy za sprawą przepysznych francuskich syropów w kolorowych puszkach zmieniała się w disnejowskie w smaku mikstury.
Ostatnio woda z kranu jest też hipstersko sexy, bo ruszyła fejsbukowa kampania "Piję wodę z kranu", wysławiająca jej ekologiczne przymioty. Żeby była jeszcze bardziej sexy, twórcy kampanii wpadli niestety na pomysł promocyjny, żeby sprzedawać za 60 PLN śliczne... PLASTIKOWE bidony.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!