Było późne popołudnie. Sołtys, jak to sołtys – w ciągu dnia zawsze ma kilka spraw do załatwienia. A ponieważ nie zawsze trzymają go w tym ramy czasowe, to dawno nabył wprawy w przeplataniu obowiązków gospodarza wsi z tymi prywatnymi. I tak właśnie było wczoraj. Akurat prowadzi mały domowy remont związany z nowym rokiem szkolnym. Zwyczajnie, przed 1 września chciał dzieciom odnowić pokoje. Z malarskiego skupienia wyrwał go dźwięk telefonu. Odebrał odruchowo.
- Usłyszałem tylko, że trzeba pomóc, bo w siatkę leśną zaplątał się koziołek – opowiada.
Grunt to zimna krew
Okazało się, że dzwoniły mieszkanki wsi, które z kolei wybrały się na wieczorny spacer miedzami ciągnącymi się między wolańskimi polami. Tak natrafiły na nieszczęśnika, którego ciekawość wpędziła w kłopoty.
- Gdy przyjechałem na miejsce, westchnąłem głęboko. Już wiedziałem, że lekko nie będzie – opowiada. - Zobaczyłem koziołka, całkiem sporego, zaplątanego w leśną siatkę, którą dosłownie okręcił sobie głowę i parostki. Miał tego na sobie ze dwadzieścia metrów. Przerażone zwierzę wierzgało nogami na wszystkie strony, chwilami wręcz skakało. I niczym pies, głośno szczekało – opowiada.
Im bardziej koziołek skakał, tym bardziej plątał na sobie linki i druty. Piotr nie ukrywa, że musiał poczekać, aż koziołek choć trochę opadnie z sił. Nie było innej rady, by go uwolnić. Bo nie chodziło tylko o przecięcie siatki, ale też o uwolnienie go z palików, do której owa siatka była przymocowana. Doszło do tego, że w trakcie szarpaniny jeden z nich uwięził mu głowę. Na szczęście nie stała mu się przy tym żadna krzywda.
- Chyba wtedy się poddał – opisuje. - Przestał wierzgać, a ja mogłem zacząć działać – dodaje.
Pożegnanie było błyskawiczne: wracaj na wolność!
Spokojnie, bez gwałtownych ruchów, krok za krokiem zbliżył się do zwierzęcia. Cały czas go bacznie obserwował i równocześnie przecinał kolejne więzy. I głośno powtarzał, niczym psycholog do swojego pacjenta: wrócisz na wolność, ale musisz być przez chwilę grzeczny. Koziołek jakby zrozumiał. Położył się na trawie. Czekał.
- Gdy przeciąłem ostatni supeł, ostrożnie usunąłem palik, który więził mu głowę – opowiada z przejęciem. - Gdy poczuł, że jest swobodny, dosłownie w sekundę wystrzelił w górę, jak z procy i uciekł przed sobie. Tylko tyłek zobaczyłem, bo był szybszy od formuły pierwszej – dodaje.
