„Piwoszom” znów zabrakło szczęścia i konsekwencji w grze do ostatniego gwizdka sędziego. W spotkaniu inaugurującym sezon 2020/21, w meczu wyjazdowym z Tarnovią, gonili wynik, jednak ostatecznie przegrali 3:4. Tydzień temu, w meczu 2. kolejki, w którym przed własna publicznością zmierzyli się z beniaminkiem Sokołem Słopnice sytuacja była odmienna. Brzeszczanie do 85 min prowadzili bowiem 4:2 i nic nie zapowiadało, że mogą stracić punkty, wszak sytuację boiskową mieli pod kontrolą. Wystarczył jednak moment dekoncentracji w końcówce spotkania, by „Piwosze”, zupełnie nieoczekiwanie, po stałych fragmentach gry stracili trzy bramki i pewnie wydawałoby się zwycięstwo. Ostatecznie zespół CANPACK Okocimskiego przegrał z beniaminkiem ze Słopnic 4:5 i po dwóch kolejkach nadal ma na loncie zero punktów.
- O naszej porażce zadecydowały błędy indywidualne jakie popełniliśmy w obronie – ocenił obrońca „Piwoszy” Łukasz Kulig. - Jakby tego było mało to w pierwszej połowie straciliśmy jeszcze Jakuba Ogara, który po tym jak krzywo stanął na boisku, doznał poważnego urazu kolana i musiał opuścić plac gry. Z kolei w drugiej połowie plac gry musiał opuścić Michał Grzesicki, który po starciu z rywalem doznał urazu kostki. Sam także kończyłem zawody mocno poturbowany, rywale grali bowiem bardzo twardo, a momentami nawet zbyt ostro – dodał Kulig.
W niedzielę (godz. 17) brzeszczanie zmierzą się na wyjeździe z innym beniaminkiem, Skalnikiem Kamionka Wielka, spróbują się przełamać i wreszcie zapisać na swoim koncie pierwsze w tym sezonie punkty.
Bezproblemowa wygrana BKS-u
Po porażce 1:2 w pierwszej kolejce w meczu wyjazdowym z Wierchami Rabka Zdrój, tym razem nie zawiódł zespół BKS-u Bochnia, który pewnie pokonał na własnym boisku Watrę Białka Tatrzańska 3:1.
- Cały zespół zagrał bardzo dobry mecz i na początku drugiej połowy prowadziliśmy już 3:0, a sytuacji bramkowych wypracowaliśmy sobie jeszcze więcej – chwalił swoich zawodników trener BKS-u Janusz Piątek. - Cały czas mieliśmy grę pod kontrolą i prawdę mówiąc już wcześniej powinniśmy zamknąć wynik meczu. W końcówce spotkania straciliśmy gola, który na moment wprowadził w nasze szeregi trochę nerwowości, ale szybko opanowaliśmy sytuację i pewnie zainkasowaliśmy trzy punkty – dodał.
W najbliższej kolejce, w sobotę (godz. 11), ekipę z Bochni czeka rywalizacja z beniaminkiem, zespołem Rylovii, który w tydzień temu wygrał na wyjeździe z drużyną Barciczanki 2:0.
Pokiereszowany nos Stawarza
Zespół z Rylowej prowadzony przez grającego trenera Piotra Stawarza z meczu na mecz nabiera coraz większej pewności siebie i dzięki takiej postawie rylowianie mogli cieszyć się ze zwycięstwa w Barcicach.
- Od początku meczu mieliśmy więcej z gry, w pierwszej odsłonie wypracowaliśmy sobie co najmniej trzy „setki”, niestety żadnej z nich nie wykorzystaliśmy – mówi szkoleniowiec Rylovii. - Na początku drugiej połowy wreszcie zdobyliśmy gola, ale popełniliśmy błąd, gdyż zbyt głęboko cofnęliśmy się do defensywy, W efekcie miejscowi coraz groźniej atakowali i kilka razy byliśmy w poważnych opałach. Na szczęście udało się nam przetrzymać napór rywali, raz od straty bramki uratowała nas natomiast poprzeczka. Po zdobyciu przez nas drugiego gola sytuacja na boisku się uspokoiła i bez większych problemów utrzymaliśmy cenne zwycięstwo do ostatniego gwizdka sędziego – dodał Stawarz, który sam kończył zawody z poważnym urazem nosa.
- W drugiej odsłonie wybijałem piłkę głową, natomiast zawodnik Barciczanki próbował oddać strzelać nogą i oberwałem z nogi w nos. Poczułem ogromny ból, a nos zrobił się siny – opowiada Stawarz. - Mimo bólu dograłem mecz do końca i razem z drużyna wróciłem do domu. Potem wylądowałem na pogotowiu w Tarnowie, gdzie przebywałem prawie do drugiej w nocy. Okazało się, że mam mocno pokiereszowany nos. Najważniejsze, że powoli wracam do zdrowia i już myślę o sobotnim meczu z drużyną BKS-u Bochnia. Zespół po wygranej w Barcicach nabrał pewności siebie i teraz w meczu z rywalem „zza między” chcemy iść za ciosem i powalczyć o kolejny komplet punktów – stwierdził Stawarz.
GKS Drwinia bez porażki
Ostatnia z drużyn z naszego regionu, GKS Drwinia po dwóch kolejkach plasuje się na trzecim miejscu w tabeli, co jest najlepszym, miejscem spośród wszystkich „naszych” zespołów. Ekipa prowadzona przez trenera Rafała Polichta w tym sezonie nie zaznała jeszcze goryczy porażki i po inauguracyjnym remisie w meczu wyjazdowym w Słopnicach, tym razem pokonała innego beniaminka Skalnika Kamionka Wielka 2:0. Mecz był niesamowicie wyrównany, a przy stanie 0:0 dwukrotnie przed utratą gola zespół GKS-u uratował bramkarz Konrad Napieralski, który obronił dwa groźne strzały rywali. Przełomowym momentem meczu była akcja, po której Łukasz Fasuga przelobował doświadczonego bramkarza Skalnika, zdobywając prowadzenie dla drwinian.
W najbliższym meczu, w niedziele (godz. 16) zespół GKS-u Drwnia zagra na wyjeździe z mocnym Lubaniem Maniowy.
- Byli piłkarze Wisły zmienili kluby. Lucas, syn Clebera, jest w Grecji
- Miłość do klubu wyrażona na ciele - tatuaże kibiców Wisły
- Wisła Kraków wzmocniła się rzutem na taśmę
- Ci piłkarze Cracovii mają walczyć o tytuł mistrza
- Tak polskie zawodniczki ozdabiają swe ciała
- Zobacz, jak wygląda Wisła Kraków po transferowej rewolucji
