Około 50 z ponad stu rodziców uczniów szkoły podstawowej w Płokach w środku nocy dostali sms od sekretarki szkoły, że w czwartek nie będzie zajęć. Mimo to przed godzina 8 rano pod szkołą zjawiła się większa część uczniów. Drzwi do szkoły były zamknięte. Do środka nie mogli wejść nawet nauczyciele.
Na miejsce przyjechał wiceburmistrz Trzebini Jarosław Okoczuk, radca prawny urzędu Rafał Wętrys oraz Andrzej Miranowicz z zarządu szkół i przedszkoli. Zaalarmowali policję.
- Wszczęto postępowanie pod kątem narażenia dzieci na utratę zdrowia - wyjaśnia wiceburmistrz. W asyście policji wraz z rodzicami wyłamali drzwi wejściowe do szkoły, by rodzice mogli się zagrzać.
Dzieci przez pierwszą godzinę bawiły się w remizie OSP w Płokach. Tam zorganizowano dla nich poczęstunek. Potem pojechali do kina Sokół w Trzebini na bajkę.
O godz. 16 ma odbyć się zebranie wiejskie. Stefan Adaczmyk zapowiedział, że się nie pojawi, bo obawia się o swoje życie i zdrowie. Nie tłumaczy decyzji o zamknięciu placówki.
Kacper Szkowron, który w poniedziałek złożył rezygnacje z funkcji dyrektora ds, edukacji szkoły w Płokach tłumaczy, że nie zniósł presji psychicznej. - Musiałem odejść, bo wszystko co złe Adamczykowie zrzuciliby na moje barki - mówi Szkowron.