Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogoń - Wisła. Stolarczyk: Wspomnienie o potędze

Bartosz Karcz
Maciej Stolarczy, zdjęcie z 2004 roku.
Maciej Stolarczy, zdjęcie z 2004 roku. fot. Wojtek Wilczyński
- Największe sukcesy miałem właśnie w Krakowie - mówi Maciej Stolarczyk, były piłkarz Wisły, dziś p.o. dyrektora sportowego Pogoni Szczecin.

Gdy słyszy Pan hasło: Wisła Kraków, to jaka pierwsza myśl przychodzi Panu do głowy?
Wracają przede wszystkim bardzo miłe wspomnienia i jedno słowo - sukces.

Grał Pan w swojej karierze w kilku klubach. Z perspektywy czasu okres spędzony w Wiśle ocenia Pan jako najlepszy?
Tak, myślę, że tak. Nie może być inaczej, skoro największe sukcesy, tytuły mistrza Polski miałem właśnie w Krakowie.

Oprócz tego, że w tamtych latach zdobywaliście regularnie mistrzostwo Polski, byliście też grupą wesołych, młodych chłopaków. Do dzisiaj krążą legendy o tym, co działo się w waszej szatni i nie tylko tam. Pan też tak wspomina tamte czasy?
Tak, ale jedno łączyło się z drugim. Sukces zawsze napędza atmosferę, tworzy taki pozytywny klimat. Faktem jest jednak, że łączyła nas jakaś szczególna więź. Czuliśmy się po prostu dobrze w swoim towarzystwie i to nie tylko w szatni, na boisku, ale również poza nimi.

Te trzy tytuły mistrzowskie, jakie zdobył Pan z Wisłą, to jest to, co najbardziej ceni Pan sobie z okresu gry w Krakowie?
Każde mistrzostwo ma swoją wartość. Bardzo mile wspominam szczególnie ten pierwszy sezon po moim przyjściu do Wisły, gdy z takim powodzeniem graliśmy w Pucharze UEFA. To są rzeczy, które trudno zapomnieć i pewnie zawsze będziemy do nich wracać. To, czego natomiast najbardziej żałuję, to fakt, że nie udało się awansować do Ligi Mistrzów. Muszę powiedzieć, że bardzo mi szkoda Bogusława Cupiała, człowieka, który przez tyle lat wykłada swoje pieniądze na Wisłę, a którego sen o tych najważniejszych rozgrywkach nigdy się nie ziścił.

Najbliżej tego celu byliście w 2005 roku. Pamiętam takie zdjęcie z meczu z Panathinaikosem w Atenach, zrobione zaraz po nim, na którym pociesza Pan płaczącego Radosława Majdana. To był najbardziej bolesny moment z czasów gry w Wiśle?
Tak, zdecydowanie. Ten mecz to jeden z najbardziej traumatycznych momentów z całej mojej kariery. Myślę, że gdzieś ta trauma z Aten jest we mnie do dzisiaj.

Utrzymuje Pan kontakt z kolegami z tamtej Wisły?
Tak. Mamy stały kontakt z Tomkiem Kłosem, Mirkiem Szymkowiakiem, Marcinem Kuźbą. Nawet ostatnio rozmawiałem z Kamilem Kosowskim. Jestem też w kontakcie z Marcinem Baszczyńskim czy braćmi Brożkami. Ta nasza znajomość jeszcze z czasów wspólnej gry jest cały czas podtrzymywana.

W większości zakończyliście już grę w piłkę i realizujecie się w innych rolach. Wspomniał Pan o Kamilu Kosowskim, który jest dyrektorem sportowym w Rozwoju Katowice. Pan podobną rolę pełni w Pogoni. Zastanawia mnie tylko, że ciągle przy tej funkcji jest zaznaczone "pełniący obowiązki". Czy to oznacza, że ciągnie Pana jednak bliżej boiska, do zawodu trenera?
Taka była potrzeba chwili w Pogoni i taką funkcję pełnię w klubie, choć swoją przyszłość rzeczywiście wiążę bardziej z pracą trenerską. Cały czas staram się zresztą pogłębiać swoją wiedzę. Mam co prawda licencję UEFA Pro, ale w Szczecinie podjąłem też normalne studia na kierunku nauczycielskim.

W Pogoni też chyba nieźle Pan się realizuje, bo z perspektywy Krakowa ten klub sprawia wrażenie dobrze zorganizowanego.
Rzeczywiście, władze klubu starają się tak to organizować, żeby wszystkie działania nie przekraczały budżetu. Bardzo tego pilnujemy. Trzeba z głową układać szkielet pierwszego zespołu, ale też poważnie podchodzimy do naszej akademii. Chcemy z niej czerpać jak najwięcej talentów, które z czasem mogą rozwinąć skrzydła w ekstraklasie.

Łukasz Zwoliński ma być wzorem dla młodych chłopaków, pokazać, że można z powodzeniem grać w klubie, którego praktycznie jest się wychowankiem?
Łukasz przeszedł przez nasze grupy młodzieżowe i faktycznie jest to chłopak z dużymi perspektywami, choć jeszcze trzeba poczekać, jak jego kariera się rozwinie. Na pewno może być jednak przykładem, że da się pokonać wszystkie szczeble w jednym klubie i zaistnieć na nieco szerszych wodach.

W tym sezonie z dobrej strony pokazuje się Patryk Małecki, który wrócił do gry po wielu miesiącach przerwy i paskudnej kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych.
Patryk miał pecha, początek jego pobytu w Pogoni był mocno niefortunny. Teraz wrócił na boisko i widać, że ma ogromny zapał do gry.

Odegrał Pan jakąś rolę w jego aklimatyzacji w Szczecinie? Na początku jego gry w Wiśle zaliczyliście kilka wspólnych występów.
Odebrałem go z pociągu... To oczywiście żart, a mówiąc poważnie, Patryk trafił do nas już jako ukształtowany piłkarz, który nie potrzebował specjalnej opieki. Szybko odnalazł się w nowych realiach.

W piątek będzie kolejna okazja do spotkania z wiślakami. W Krakowie było ostatnio trochę zamieszania wokół trenera Kazimierza Moskala. Pojawiają się nawet głosy, że szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" zagra z Pogonią o swoją posadę.
Powiem szczerze, że w tym światku trzeba koncentrować się przede wszystkim na swojej pracy, na swoim klubie i moim zadaniem jest zrobienie wszystkiego, co się da, żeby Pogoń grała jak najlepiej, żeby pomóc w tym trenerowi Michniewiczowi. W każdym klubie są jakieś problemy. A co do Wisły, to jest to taki klub, który bez względu na aktualne kłopoty ciągle ma piłkarzy potrafiących wygrywać. Bardzo cenię Kazimierza Moskala, jego warsztat. Jestem pewien, że sobie poradzi w dłuższej perspektywie, ale w piątek sentymentów nie będzie. Będziemy chcieli wygrać.

Jak się Panu podoba przebudowana w lecie Wisła?
Było w Wiśle bardzo dużo zmian i to nie jest prosta sprawa, żeby na szybko to wszystko poskładać w zgrany zespół. Odeszło przecież kilku kluczowych zawodników, przyszło paru nowych. Tym bardziej uznanie musi budzić fakt, że nawet po tak dużych zmianach w tych meczach, które Wisła zagrała, prezentowała bardzo wysoki poziom gry. Na przykład na mecz z Legią bardzo miło się patrzyło. Nie zapominajmy, że Wisła ciągle nie przegrała meczu w tym sezonie ekstraklasy.

To tak jak Pogoń... Biorąc pod uwagę, że Wisła często remisuje, myśli Pan, że realny jest scenariusz, w którym po piątkowym meczu obie strony zachowają miano niepokonanej?
Wszystko jest możliwe. Ja mam nadzieję, że przede wszystkim obie drużyny stworzą dobre widowisko dla kibiców. Choćby takie jak ostatni mecz Wisły z Lechią czy nasz z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

Biorąc pod uwagę, że Wisła i Pogoń strzeliły ostatnio po trzy bramki, to smutne 0:0 raczej chyba nie grozi?
Obie drużyny lubią grać ofensywnie, lubią strzelać bramki i przede wszystkim - w obu zespołach ma kto to robić. Dlatego ja też nie spodziewam się, żeby piątkowy mecz zakończył się bez goli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska