Wiele obiecują sobie po rozpoczynających się dzisiaj pracach gminnych komisji, które mają oszacować ich straty w sadach. - Nadal jednak nie wiemy, czy za tymi szacunkami pójdą jakiekolwiek pieniądze na odszkodowania - martwi się Jan Dziedzina, wójt Łącka.
Najpierw właścicielom sadów dało się we znaki rosyjskie embargo na polskie owoce i warzywa. Teraz nie sprzyja im pogoda. - W marcu ceny owoców drastycznie spadły, to niewątpliwie efekt embarga. Teraz cena jest dobra, ale cóż z tego, skoro nasze jabłka nie nadają się do konsumpcji. Z braku deszczu po prostu nie wyrosły. Nadają się tylko na przeciery i dżemy - mówi Andrzej Gasparski sadownik z Podegrodzia, który nadzoruje sady. W poniedziałek z komisją wysłaną przez wojewodę, Gasparski odwiedził gospodarstwa na terenie gminy Łącko. Wrócił załamany. Owoce są małe, większość nawet nie osiągnęła siedmiu i pół centymetra średnicy. To minimalna wielkość, jakiej oczekują sklepy sieciowe, do których trafiają łąckie jabłka. - Żyjemy na bardzo zróżnicowanym terenie i o różnych glebach. Drzewa rosnące na łupkach mogły nawet nie owocować - mówi Gasparski. Aż 70 procent zbiorów pójdzie na przetwory.
W takiej sytuacji sadowników nawet nie pociesza to, że cena za jaką sprzedają owoce do skupów wzrosła dwukrotnie w porównaniu do ubiegłego roku.
Jabłko za 1,2 zł za kilogram
Jabłka konsumpcyjne, których jest teraz najmniej, sprzedawane były zwykle poniżej kosztów produkcji, za 40-60 gr, dziś kosztują 1,20 zł za kilogram w skupie. 40 gr kosztuje kilogram owoców nadających się już tylko do przetworzenia. Gospodarze nie zarabiają. Gasparski wymienia tylko dwóch sadowników z gminy, którzy mają system nawadniania i nim mogli się ratować przy braku deszczu. Większość jednak przyznaje, że nawet nie podlewała usychających drzew. - Gdybyśmy to zaczęli robić, zaraz zabrakłoby nam bieżącej wody do mycia się i gotowania. Wiele drzew po prostu pousychało - mówi Anna Jurkowska, która pomaga synowi w pielęgnacji 5-hektarowego sadu. - Nasze piękne championy kurczyły się w oczach - dodaje.Sadownicy nie ukrywają, że bardzo liczyli na rządowe wsparcie.
Rząd pomoże?
Dwa tygodnie temu minister rolnictwa Marek Sawicki odwiedził Instytut Ogrodnictwa w Brzeznej i podał, że nie przewiduje dopłat dla rolników w związku z suszą. Mimo to dzisiaj zaczyna się w ich sadach szacowanie strat. - To efekt poniedziałkowej wizyty delegacji wysłanej do Łącka na zlecenie wojewody - informuje wójt Jan Dziedzina. Czeka jak sadownicy na informację, czy za tym pójdą jakiekolwiek pieniądze na odszkodowania.
Bez względu na decyzje finansowe rządu, producenci owoców z Łącka i Olszany szukają sposobów, by uchronić się przed jeszcze większymi stratami. - Chcemy wymusić na sieciach sklepów, by zmniejszyły wymogi co do średnicy jabłka konsumpcyjnego. Niech choć część zbiorów uda się sprzedać po wyższych cenach - mówi Adam Maciuszek, prezes Grupy "Olsad".
______________
Rozmowa z Kazimierzem Rusnaczykiem, sadowinikiem z Łącka
Nie będzie w tym roku radosnego świętowania owocobrania?
Pewnie, że będzie. Trzeba cieszyć się z tego, co jest.
Choć jest niewiele. Piękna pogoda nie sprzyja sadownikom?
Dla mnie piękna pogoda jest teraz. Pada deszcz i jest szansa, że nasze jabłka jeszcze trochę wyrosną. Mam sześć hektarów sadów. W ubiegłym roku zebrałem około 60 ton jabłek. W tym, jak uzbieram 30, to będzie wszystko. Większość nadaje się na soki. To owoce drugiej kategorii.
Czy to znaczy, że nie znajdziemy łąckich jabłek na półkach w sklepach?
Znajdziemy, ale będzie ich znacznie mniej. Szacuję, że z moich zbiorów tylko około 20 procent to będą jabłka konsumpcyjne.
W tym roku cena jabłek jest wyższa. To daje nadzieję na zysk?
Jabłka przemysłowe nie są w stanie pokryć strat. Zwykle pozwalały podreperować budżet. Teraz nie ukrywam, że liczymy na odszkodowania. Mówi się o 400 zł od hektara dla rolników nieubezpieczonych, 800 zł dla ubezpieczonych. Czy tak będzie? Czekamy na decyzje.
Źródło: Gazeta Krakowska