Słowacy dokopali się do ciała 30-letniego Polaka o godz. 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek. Akcję zakończono dopiero nad ranem.
Słowackie służby dostały w niedzielę po południu sygnał o zaginionym Polaku. 30-latek wybrał się tego dnia rano samochodem na Słowację. Swój pojazd zostawił w Tatrzańskiej Łomnicy.
Słowacy próbowali skontaktować się z mężczyzną dzwoniąc na numer jego telefonu komórkowego. Mimo że aparat był włączony, nikt go nie odbierał. Nie udało się dokładnie ustalić, gdzie się znajduje.
Ratownicy rozpoczęli poszukiwania w rejonie Łomnickiej Przełęczy. Kiedy dotarli na miejsce, okazało się, że wcześniej zeszło tam kilka lawin, w tym jedna duża. W rejonie obowiązuje trzeci stopień zagrożenia lawinowego.
O godzinie 2 nad ranem pies wyczuł zasypanego pod śniegiem człowieka. Ratownicy dokopali się do niego, ale Polak już nie żył. Horska Zachranna Służba (słowacki odpowiednik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego) przetransportowała zwłoki snowboardzisty do Starego Smokowca. Akcję zakończono dopiero w poniedziałek o szóstej rano.