Proszę zwrócić uwagę, że jeszcze niedawno kraj - zdaniem Prawa i Sprawiedliwości - wymagał tylko naprawy, teraz potrzebna jest już intensywna terapia.
Prezes PiS dobrze wie, co mówi, czy też inaczej - dobrze wie, co chce powiedzieć. Czas w polityce dzieli się na przed- i powyborczy, teraz więc można już przestać urabiać centrowy elektorat gadką o dobrej zmianie - bo ów już dał się urobić i chwilowo jest gotów wybaczyć nawet Antoniego Macierewicza z teką ministra obrony - a należy zaostrzyć retoryczny kurs. Trochę też oczywiście po to, żeby nakarmić elektorat radykalny, dzielnie wcześniej znoszący kampanijną politykę miłości i umiaru, ale cel strategiczny jest inny. Po pierwsze, trzeba jak najszybciej obniżyć pułap oczekiwań wobec rządu Beaty Szydło. Krajem w fatalnym stanie niewygodnie się rządzi, bez trudu zrozumie to każdy bezrobotny rolnik czekający na dopłaty (do dzieci), więc w im gorszej kondycji Polskę przejmie PiS, tym lepiej dla niego. Chodzi, ma się rozumieć, nie o kondycję realną, a o tę, jaką zawczasu uda wmówić się ludziom. Bo potem możliwą klęską obarczy się poprzedników, a ewentualnym sukcesem nie trzeba dzielić się z nikim. Genialne! Ułatwia to ponadto i usprawiedliwia wymianę urzędniczych kadr, każdą personalną woltę przecież da się wytłumaczyć sprzątaniem po przestępczym okrągłostołowym układzie. Można prowokować Trybunał Konstytucyjny, można też stawiać sprawę tak: „nam mógł przeszkadzać zegarek Sławomira Nowaka, ale wam nie powinien wyrok Mariusza Kamińskiego, bo to też wyrok wydany przez to fatalne państwo, które my w znoju i trudzie będziemy budować od nowa”.
Należałoby oczywiście polemizować, przekonywać, że w fatalnym stanie to jest Malawi albo Afganistan, ba, Ukraina, próżny to jednak teraz trud. Już za chwilę zaczniemy proces dźwigania Polski z gruzów (również moralnych), choć wyznam szczerze, że w trosce o Polskę wolałbym, aby terapia nie była adekwatna do stawianej obecnie diagnozy.