Grzegorz Rudnik z Dębiny żyje z pszczelarstwa. To jego pasja i praca. Przejął ją po rodzicach, którzy prowadzą pasieki od 40 lat. Ukończył technikum pszczelarskie w Pszczelej Woli koło Lublina (jak mówi, jedyne takie w Europie), a także Uniwersytet Rolniczy w Krakowie. W sumie mężczyzna ma ok. 200 uli w kilku pasiekach, oprócz Dąbrówki również w Barczkowie oraz Koszycach. Miody, produkowane przez mieszkańca Dębiny, można kupić m.in. w krakowskich sklepach i na placach handlowych.
Traumatyczne wspomnienia
Ostatni dzień lutego pan Grzegorz wspomina nie bez emocji. Pod lasem w Dąbrówce ktoś wypalał trawę przy silnym wietrze. 80-arowa działka, na której stoi pasieka 33-latka, była trzecią z kolei, którą zajęły płomienie. W sumie ogień strawił obszar ok. 10 hektarów. Pożar gasiło 19 strażaków.
W zadymieniu w rejonie swojej pasieki Grzegorz Rudnik dowiedział się z telefonu od znajomego. - Na początku myślałem, że ktoś zapalił sobie ognisko i że przyjadę na wszelki wypadek przestawić kilka uli. To, co zobaczyłem, przeszło moje oczekiwania. Wszystko wokoło było już spopielone - wspomina.
Przez miesiąc mężczyzna nie mógł dojść do siebie. W portalu społecznościowym opublikował przygnębiające zdjęcia. „Tyle zostało z mojej pasieki. 65 uli. W jednej rodzinie pszczelej o tej porze roku żyje 20-25 tysięcy pszczół, zginęło łącznie 1 300 000 pszczół” - napisał.
Straty są przeogromne. Cena jednego ula to ok. 500 zł, a cena jednej pszczelej rodziny po zimie sięga 500-700 zł. Do tego należy doliczyć utracone wpływy ze sprzedaży miodu, wosku, propolisu i innych produktów, wytwarzanych przez owady.
Mimo, że pasieka w Dąbrówce była ubezpieczona, to jednak wypłacona kwota odszkodowania nie pokrywa nawet połowy strat.
Słowa otuchy i oferta pomocy
W komentarzach internautów nie brakowało wyrazów współczucia oraz słów otuchy dla pana Grzegorza. Wiele osób zaoferowało pomoc. Do właściciela pasieki zwróciła się też jedna z fundacji, która zaproponowała wsparcie rzeczowe.
„To wielka strata nie tylko dla pszczelarza, ale także dla środowiska, bo przecież pszczoły dają nam nie tylko miód, zapylają też rośliny, dzięki czemu mamy co jeść i przyroda rozwija się harmonijnie. Nie możemy przejść obojętnie obok tego, co się stało na przedwiośniu. Nasza fundacja pomoże pszczelarzowi odbudować zniszczoną pasiekę” - czytamy w komunikacie rozesłanym do prasy.
W środę do Dąbrówki dotarł transport 30 nowych uli. To dar od Fundacji Apikultura z Kleczy Dolnej, działającej od 1 kwietnia. - Tak naprawdę chcieliśmy rozpocząć nasze działania od czegoś innego, od edukacji, uświadamiania, jak ważne są pszczoły dla ekosystemu, natomiast trafiliśmy przez internet na sytuację pana Grzegorza - mówi Barbara Łysoń, prezes fundacji.
Przekazane przez fundację ule trzeba jednak zapełnić pszczelimi rodzinami. Nie nastąpi to niestety prędko. Grzegorz Rudnik szacuje, że potrwa to nawet do trzech lat. Ma zamiar posiłkować się pszczelimi matkami ze swoich pozostałych pasiek.
Ciągle nie ukarano sprawcy
Policja ciągle nie zakończyła postępowania w sprawie podpalenia trawy. Jak dotąd, nikomu nie postawiono zarzutów. - Dla dobra prowadzonego postępowania na chwilę obecną więcej informacji nie udzielamy - mówi podkom. Łukasz Ostręga, oficer prasowy policji w Bochni.
Właściciel pasieki przypuszcza, kto wypalał trawę feralnego dnia. - Domyślamy się kto, znamy go, to bardzo porządny człowiek, który na pewno nie podłożył ognia, by spalić pasiekę, a prawdopodobnie chciał wypalić łąkę nieopodal - uważa.
Za wypalanie trawy może grozić do 10 lat pozbawienia wolności, jeśli wywołany pożar „zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach”.
Jedz sezonowo! Na jakie warzywa postawić wiosną i latem?
Źródło: Agencja TVN/x-news
