Spór związany ze sposobem prowadzenia budowy mostu w Libuszy ma kolejną odsłonę. Tym razem do akcji wkroczyła mieszkanka Lipinek, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, Barbara Bartuś. Zaproponowała, by to wojsko zbudowało tymczasowy most, który miałby sprawić, że od właściciela sklepu w Libuszy, Wacława Mazura, oddali się widmo bankructwa.
Za jej propozycją nie szła jednak żadna deklaracja odnosząca się do pokrycia ewentualnych kosztów takiego przedsięwzięcia. A te są niemałe. Starostwo wylicza bowiem, że tymczasowy most kosztowałby budżet co najmniej 200 tysięcy złotych. Nie ma na to pieniędzy.
Mieszkańcy wsi podzielili się. Jedni w inwestycji upatrują szansy, by potoki Libuszanka i Krygowianka więcej ich nie zalewały, inni uważają, że mimo kosztów, tymczasowy most powinien powstać. Aneta Tajak prowadzi uprawę malin. Jest za inwestycją. - Przejęliśmy gospodarstwo po rodzicach, kupiliśmy sprzęt rolniczy, zatrudnialiśmy nawet ludzi, ale żywioł niweczył nasze starania - skarży się.
Wacław Mazur twierdzi z kolei, że budowie nie jest przeciwny, tylko broni tego, co wypracował. - Jeśli moi klienci nie będą mieli dojazdu, stracę ich i tym samym płynność finansową - prognozuje.
Ripostuje mu Ryszard Mańkowski. - Bez utrudnień drogowych żadna inwestycja w Polsce by nie powstała, ale przecież one miną i będziemy żyć bezpiecznie - twierdzi.
Ryszard Mańkowski, mieszkaniec Libuszy, z niedowierzaniem przysłuchiwał się dyskusji, która toczyła przed jednym ze sklepów podczas spotkania zorganizowanego przez posłankę Barbarę Bartuś. Parlamentarzystkę o pomoc poprosił Wacław Mazur, tamtejszy przedsiębiorca. Mańkowski dziwi się, jak interes jednego człowieka można przedkładać nad bezpieczeństwo innych. - Czekamy na ten most już ponad 30 lat - mówił zasmucony. - Stary, drewniany, rozebrano w 1979 i wybudowano tak zwany przepust okularowy, co stało się początkiem nieszczęść - wspomina. Ma tu na uwadze często powodzie i podtopienia.
Most ważny dla posłanki
Po drugiej stronie stoi Wacław Mazur, który obliczył, że na budowie mostu może stracić dorobek swojego życia. Wszystko przez kłopoty z dojazdem, jakie będą mieli jego klienci od strony Lipinek i Krygu. Na parkingu przed jego sklepem, zaproszeni przez posłankę, stawili się starosta Karol Górski i burmistrz Biecza Mirosław Wędrychowicz. Byli też radni z gminy Biecz i Marek Machowski, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Gorlicach.
- Myślałam, że ta sprawa dotyczy tylko pana Mazura - mówiła Barbara Bartuś. - Ale okazało się, że dotyczy również mnie. Bardzo lubię tankować samochód na stacji na Zakolu w Kobylance. Potem, przez Libuszę, jadę do domu. Nie wyobrażam sobie, żeby ta droga była zamknięta - dodała z wyrzutem. Starosta Karol Górski starał się spokojnie wytłumaczyć wszystkie problemy, również te dotyczące komunikacji. - W najbliższej okolicy jest gęsta sieć drogowa. Są to zarówno drogi powiatowe, jak i gminne, z których będą mogli korzystać mieszkańcy gmin Biecz, Lipinki i Gorlice - informował. - Na czas trwania robót przewoźnicy zorganizują komunikację zastępczą, powstanie kładka dla pieszych - tłumaczył.
Argument za 200 tysięcy
By powstała tymczasowa przeprawa, taka, jakiej oczekiwałby przedsiębiorca, konieczne byłoby zbudowanie około 250 metrów tymczasowej drogi i mostu. Potrzeba na to ponad dwieście tysięcy złotych. - Zwrócę się do ministerstwa obrony narodowej z pytaniem, czy wojsko byłoby w stanie wybudować taki most - zadeklarowała posłanka Bartuś.
Jej deklaracja spotkała się z zainteresowaniem zarówno starosty Górskiego, jak i burmistrza Wędrychowicza. Obydwaj pytali parlamentarzystkę, czy da radę zagwarantować pieniądze potrzebne na takie prace. Tu, niestety, posłanka już nie była taka zdecydowana. Sugerowała, że to samorządowcy powinni się starać o dodatkowe środki. - Zarząd powiatu otrzymał od ministra infrastruktury i budownictwa dofinansowanie z budżetu państwa - tłumaczył Karol Górski. - Cała budowa będzie kosztowała 1,5 mln zł, a ministerstwo dołoży nam 47 procent. Są to jedynie środki na most i jego otoczenie. Nie mamy pieniędzy na żadne dodatkowe inwestycje - dodał.
Wacław Mazur twierdzi, że nie jest przeciwny inwestycji, tylko sposobowi realizacji. - Chcę chronić swój dobytek i miejsce pracy - twierdził. Zaczął nawet zbierać podpisy pod petycją o budowę przeprawy.
Oni czekają, potrzebują
Z wielkimi nadziejami na budowę czeka pani Aneta Tajak. W 2011 wraz z mężem przejęła po swoich rodzicach gospodarstwo rolne. Na ponad dwóch hektarach uprawia maliny. Plantacja zalewana jest przy każdym deszczu, a potok Krygowianka podmywa brzegi, zmniejszając powierzchnię upraw. Obliczyła, że w ostatnich dwóch latach potok zabrał jej około 30 arów ziemi. Ma nadzieję, że nowy most ujarzmi żywioł.
- Wróciliśmy tu z Warszawy, zostawiliśmy dobrą pracę i zainwestowaliśmy wszystkie nasze pieniądze - opowiada. - Przez brak prawdziwego mostu nie możemy normalnie pracować, ponosimy ciągłe straty. Nie dalej jak dwa tygodnie temu, po niewielkim deszczu, mąż musiał przez pół dnia pompować wodę z pola, żeby ratować nowe nasadzenia malin - opowiada.
Pani Aneta na swojej plantacji zatrudniała w czasie zbiorów 20-30 osób. Teraz ci ludzie nie mogą u niej pracować. - Nawet nie chcę liczyć, jakie to są straty, ale pewnie są porównywalne z tym, co przecież tylko teoretycznie ma stracić pan Mazur - stwierdza.
Mańkowski dodaje jeszcze, że starania o przebudowę przepustu trwają znacznie dłużej, niż istnieje sklep Wacława Mazura. Prace mają zacząć się 27 czerwca. Oprócz mostu wybudowane zostaną dojazdy, chodniki, zatoka dla autobusów.