Co z tego, że powiat chrzanowski może pochwalić się siecią prawie stu nowoczesnych kamer rozsianych nie tylko w centralnych punktach miast, ale też na osiedlach i na wsiach, skoro są ślepe, gdy pod ich okiem dzieje się coś złego.
Stefan Adamczyk, sołtys Płok pod Trzebinią od lat bezskutecznie walczy z wandalami, pijakami czy dilerami narkotyków, którzy bezkarnie harcują w jego wsi. Choć w Płokach jest kilka kamer, żadna nie wytropiła łobuzów. By sprawdzić skuteczność urządzeń, Adamczyk wpadł na dość nietypowy pomysł. Poprosił znajomego, by wystawił do obiektywu miejskiego monitoringu gołą pupę.
- Byłem ciekaw, czy taki widok zainteresuje policję, która ma podgląd na obraz - wyznaje Adamczyk. Nikt nie zareagował.
O tym, że monitoring miejski jest nieskuteczny, alarmowała nas Monika Kuchcik, której kilka miesięcy temu zniknął samochód spod bloku w Chrzanowie. - Kamery są, ale niczego nie zarejestrowały - denerwuje się pani Monika.
Reporterzy „Gazety Krakowskiej” postanowili sprawdzić, czy kamery zamontowane w powiecie faktycznie niczego nie widzą. Na kartce A5 wielkimi literami napisaliśmy „Czy mnie widzisz? Zadzwoń”. Podaliśmy numer telefonu do dziennikarza. Poprosiliśmy kilka osób, by stanęły z kartką naprzeciw kamer.
W poniedziałek o godz. 14.28 przed monitoringiem zamontowanym przed Domem Kultury w Myślachowicach pozowała nam Magdalena Bartosik pracująca w tamtejszej bibliotece. Stała z naszym transparentem około trzech minut.
We wtorek o godz. 9.13 transparent kilka minut pokazywał do obiektywu kamery zamontowanej na chrzanowskim Rynku nasz dziennikarz Sławomir Bromboszcz. O godzinie 12.08 tę samą czynność w Trzebini wykonał Filip Lach. Stanął naprzeciwko sklepu Orion, gdzie kamera powinna mieć podgląd na cały Rynek. Niestety, nikt nie zadzwonił.
- To bardzo przykre - wyznaje Filip Lach. - Jeśli zamiast mnie byłaby tutaj starsza pani potrzebująca pomocy albo chuligani, którzy okładają kogoś pięściami, policja by tego nie dostrzegła? - zastanawia się.
Podobnie, jak inni mieszkańcy uważa, że monitoring miejski powinien być narzędziem poprawiającym bezpieczeństwo także na bieżąco, a nie służyć tylko po to, by odtwarzać zdarzenia po fakcie.
- Nieraz pokazują w telewizji, jak strażnicy miejscy zatrzymują na gorącym uczynku celebrytę, który sika w miejscu publicznym albo jak służby błyskawicznie reagują, gdy ktoś zasłabnie na monitorowanej ulicy - dzieli się spostrzeżeniami Marek Banaś, mieszkaniec Chrzanowa. Nie rozumie, dlaczego w powiecie chrzanowskim jest inaczej.
- Jak mamy czuć się bezpiecznie? Co z tego, że policjanci przewiną nagranie z kamery po fakcie? Przecież do tego czasu ktoś może już nie żyć - mówią ludzie.
Adam Adamczyk, burmistrz Trzebini, w którego gminie jest aż 60 kamer, przyznaje, że samo odtwarzanie zdarzeń to za mało.
- Trzeba będzie zmodyfikować system tak, by wyznaczyć choć kilka newralgicznych punktów, na które policja będzie miała stale oko - twierdzi Adamczyk, apelując do mieszkańców, by pomogli je wytypować.
Rozmowa z Jarosławem Dwojakiem z chrzanowskiej policji
Na ile kamer ma podgląd policja z powiatu chrzanowskiego?
Aż 92. Najwięcej, bo 60 w gminie Trzebinia, 15 w Chrzanowie oraz 17 w Libiążu.
Obraz jest cały czas wyświetlany na monitorze w komendzie czy komisariatach?
24 godziny na dobę.
Jak to więc możliwe, że żaden z policjantów nie zauważył gołej pupy wypinanej do kamery miejskiej w Płokach. Nikt nie zareagował też na naszą prowokację z napisem wystawianym wprost pod oko monitoringu w różnych punktach powiatu chrzanowskiego?
Niestety problem w tym, że w Trzebini i Libiążu jest tylko jeden dyżurny, który oprócz tego, że ma do obserwacji monitoring miejski z kilkunastu czy kilkudziesięciu kamer, to ma także obserwować podgląd wewnętrzny. To nie jedyne jego obowiązki. Musi odbierać telefony, przyjmować interwencje, wydawać broń i wiele innych spraw ogarnąć. Nie jest w stanie patrzeć w kamery bez przerwy. W Chrzanowie wprawdzie dyżurny ma swego pomocnika, jednak tam zakres obowiązków obejmujący cały powiat jest jeszcze większy.
Czyli jednym słowem brakuje ludzi do pracy?
Jest z tym problem. Jeszcze kilka lat temu w Trzebini był człowiek, którego jedynym zadaniem było obserwowanie monitoringu. Dziś już go nie ma. Z tego, co się orientuję, nie ma w planach zatrudnienia takiej osoby. Zresztą, by skutecznie wykonywać taką pracę, potrzeba byłoby kilku osób. Jedna nie jest w stanie patrzeć w migające okienka przez całą dobę.
Zatem kamery, choć całkiem niezłe, bo cyfrowe i potrafiące zbliżyć tak, że widać numery rejestracyjne pojazdów, służą tylko do odtwarzania zdarzeń po fakcie.
Głównie w tym się sprawdzają.
Rozmawiała Magdalena Balicka