Spotkali się przed cmentarzem w Brzeszczach, w miejscu, gdzie życie stracił Mariusz. Teraz przestrzegają innych, aby siadając na motor, zachowali rozsądek.
- Takie uroczystości są wyjątkowo ciężkie dla nas - mówi Paweł Śliwa z brzeszczańskiego Biker Teamu. - Chciałbym, żeby śmierć Mariusza nie poszła na marne. Niech każdy, kto posiada na motor, uświadomi sobie, że jazda nie polega na osiągnięciu największej prędkości. Chodzi o poznanie maszyny i umiejętne jej prowadzenie - dodaje.
Również narzeczona Mariusza tłumaczy, że ścigacz to nie zabawka. - Tego, co przeżyłam, nie da się opisać słowami. To był najcięższy rok w moim życiu - mówi ze łzami w oczach pani Justyna. Przy życiu trzymają ją teraz dzieci, 4-letnia Patrycja oraz 10-miesięczna Magda.
- Mariusz zginął kilkaset metrów od naszego domu. Do dziś pamiętam ryk syreny karetki - spuszcza wzrok Justyna. - A my już przecież imię wybieraliśmy dla naszej córeczki - dodaje, spoglądając na zdjęcie narzeczonego.
Starsza z córek, Patrycja, wciąż wypytuje o tatę.
- Tłumaczę jej, że kiedyś jeszcze się z nim spotkamy - mówi Justyna. - Widzę, jak bardzo cierpi. Inne dzieci mają ojców, tulą się do nich, a Patrycja i Magda tatę oglądają tylko na fotografii...
Mariusz miał 30 lat, gdy zginał. Od lat jeździł na motocyklach. Tego dnia przecenił jednak swoje umiejętności. Na zakręcie stracił panowanie nad maszyną, przewrócił się a rozpędzony motor przygniótł go całym swym ciężarem. Motocyklista zatrzymał się kilka metrów od cmentarza. Po sześciu dniach walki o życie, właśnie tu spoczął.
- Mariusz był jednym z nas - mówi Paweł Śliwa z klubu motocyklowego z Brzeszcz. - Całe życie poświęcił motorom. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek szarżował. Za bardzo kochał życie, żeby je tak narażać. Niestety wystarczyła chwila nieuwagi, żeby doszło do najgorszego - dodaje, spoglądając na krzyż, który stoi w miejscu, gdzie wydarzył się wypadek.
W samej Małopolsce, na drogach rocznie ginie kilkudziesięciu motocyklistów. Wielu z nich jest początkującymi kierowcami. Akcje pod hasłem "Idzie wiosna, będą warzywa", nawołujące motocyklistów do ostrożnej jazdy, nie przynoszą wyraźnych efektów. Każdy taki wypadek nie kończy się jedynie śmiercią motocyklisty. Zostają wdowy, sieroty, zrozpaczeni rodzice.