80-letnia seniorka rodziny, pani Elżbieta była wówczas wewnątrz. Na szczęście w pomieszczeniu, do którego nie sięgnął jęzor osuwiska. Uwięzioną w zrujnowanym budynku ratował wnuk. Janina Kułaga była przezorna. W 2008 roku ubezpieczyła rodzinny dom na 100 tysięcy złotych - taka kwota figuruje w umowie z PZU. Wypłacono jej... 24 tysiące 547 złotych, choć szkoda była całkowita. - Domu nie ma, dostaliśmy nakaz rozbiórki. Pisałam odwołania, ale bez efektu. Jesteśmy bezradni - Janina Kułaga z trudem powstrzymuje łzy.
Czytaj także:**Władza w Warszawie przestanie marginalizować Sądecczyznę?**
Za odszkodowanie "rządowe" dla ofiar powodzi i osuwisk kupiła dla siebie, dwójki dzieci i matki staruszki, zniszczony dom nieopodal tego, który stracili. Kosztował 55 tys. zł. Trzeba było doprowadzić do niego wodę, zbudować toaletę. - Miałam nadzieję, że za pieniądze z PZU skończę remont. Głównie z myślą o mamie, która cały czas przeżywa tamtą tragedię. Stanowisko PZU jest twarde. Mieszkaliśmy w jednym z trzech budynków które miały wspólny numer i kilku właścicieli. Powiedziano mi, że w tej sytuacji resztę pieniędzy ubezpieczyciel musi pozostawić z depozycie na poczet ich ewentualnych roszczeń. Nie jest ważne, że tamte dwa budynki nadal stoją, że ludzie w nich mieszkają tylko nasz został zniszczony - tłumaczy kobieta.
Z pytaniem o szanse na wypłatę pełnego odszkodowania zwróciliśmy się 10 maja do rzecznika PZU Michała Witkowskiego. Miał rozpatrzyć sprawę. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy do dziś.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Wojna kiboli w Nowej Hucie: 14 lat za kratami za śmierć nastolatka?
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy