Mieszkańcy tej dzielnicy co chwila dzwonią do straży z prośbą, by przyjechali wypompować wodę z garaży i piwnic. Ale nie na wiele się to przydaje, bo woda ciągle wartkimi strugami spływa z góry. Najgorzej jest na drodze. W niektórych miejscach suchą nogą się nie przejdzie.
- Od 1934 roku nie było tu u nas na Tatarach takiej wody, nawet w tę wielką powódź z 1997 roku - zaznacza pan Józef, starszy mieszkaniec Tatarów, który w półbutach próbuje przebrnąć zalaną drogę przy przedszkolu. Woda sięga mu po kostki, ale decyduje się iść. Macha ręką, że to nic, że zaraz zmieni buty na suche i będzie dobrze.
Andrzej Konior, radny z Tatarów, tłumaczy, że dzielnica od lat czeka na odwodnienie. To ma być dopiero za miesiąc. - Ale to nie tylko z powodu odwodnienia zalewa nas - tłumaczy radny. - Kiedyś woda spływała do Cichej Wody potoczkami, ale ludzie się na nich pobudowali, no to nas zalewa.
Dwie mieszkanki Tatarów, próbujące sforsować podtopioną drogę w gumowcach, pokazują na zatkany przepust. - To należy do gminy, ale jakby chłopy się wzięły i przetkały, też by się nic nie stało - twierdzą gaździnki.
W poniedziałek, oprócz Tatarów, sporo podtopień było na Harendzie, a także na Krupówkach, oraz w rejonie obydwu dworców, gdzie zalana została piwnica w barze Fis.
- Jeśli chodzi o powiat tatrzański, w poniedziałek o godzinie 15 mamy przekroczony stan ostrzegawczy tylko w jednym miejscu, właśnie na Cichej Wodzie na Harendzie - tłumaczył płk Łęcki. - Nie mamy dobrych informacji. Pogoda ma się pogorszyć. A dzisiejsza noc, z poniedziałku na wtorek, ma być dla nas najgorsza, bo spadnie od 80 do 100 mililitrów wody.
To niemal tyle, ile miesięczna norma. Jutro opady mają się zmniejszyć do 30 ml, ale to też jest dużo - zaznacza Łęcki. Ziemia jest tak nasiąknięta, że nie jest w stanie przyjąć więcej wody. - Niewątpliwie idzie na nas duża woda - twierdzi Zbigniew Krzan, wicedyrektor TPN.