Do próby podpalenia doszło w nocy z 13 na 14 maja 2016 r. Policję o planie podpalenia sklepu Delikatesy Centrum poinformował anonimowy mężczyzna. Kryminalni zorganizowali zasadzkę i zauważyli mężczyznę w kominiarce i jego drugiego zamaskowanego wspólnika. Obaj mieli tzw. koktajle Mołotowa, czyli wypełnione benzyną butelki po piwie harnaś.
Na miejscu po pościgu ujęto 19-letniego Kamila P., zaś w zaparkowanym aucie 28-letniego Tomasza K. Zatrzymano go, bo w środku pojazdu czuć było zapach benzyny, a w bagażniku był kanister. Niedługo potem w ręce policji wpadł 18-letni Grzegorz O. To trzej mieszkańcy Nowej Huty, do tej pory nie karani, sympatycy Wisły Kraków.
Wydali zleceniodawcę, czyli Kacpra Z., który obiecał im gotówkę za podłożenie ognia. 22-latek przed wejściem na mecz Wisły zwerbował do planu Grzegorza O. i zaoferował mu za to 8 tys. zł. Kolega wciągnął do akcji kolejnych wspólników. Od Kacpra Z. wiedzieli jak zrobić koktajle Mołotowa i gdzie je rzucić po rozbiciu szyby, by pożar szybko się rozprzestrzenił. Najlepiej tam, gdzie były alkohole lub gazety. Benzynę kupili na stacji Statoil, ale sprzed sklepu spłoszył ich przechodzień. Gdy próbowali drugi raz wpadli w ręce patrolu.
Oskarżony Kamil P. przyznał się, że to on zawiadomił policję, gdy zorientował się co o i koledzy mają podpalić. Wszyscy w śledztwie przyznali się do winy, dopiero na procesie zaprzeczali zarzutom i przekonywali, że w ostatniej chwili zrezygnowali z przestępczego zamiaru.
Kacper Z. zdołał uciec za granicę, ale wrócił po cichu pół roku później. Odnalazł się w szpitalu Rydygiera po zatruciu dopalaczami i tam go zatrzymano. Potwierdził, że jego rodzice mają sklep obok obiektu, który miał spłonąć, ale nie wiedzieli, jaki plan ma ich syn.
- Chciałem to zrobić dla rozrywki i za swoje pieniądze - wyjaśniał. Na rozprawie świadkowie Paulina i Mirosław W., którzy prowadzą delikatesy, zeznali, że wyposażenie ich sklepu kosztowało 300 tys. zł, a towar 250 tys. Nie kryli zdziwienia, że poprzedni właściciele zrezygnowali z interesu ledwie po dwóch miesiącach. Nieoficjalnie wiadomo, że policja podejrzewała, że może ktoś próbował od nich wymuszać pieniądze. Mirosław W. twierdzi, że od niego nikt haraczu nie chciał.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Poszukiwani przez policję z Małopolski
Źródło: Gazeta Krakowska