- Obudziłem się rano i zobaczyłem, że w domu jest pełno wody. Wyjrzałem przez okno i zorientowałem się, że cała okolica jest zalana - mówi Paweł Rzułcik z Proszówek.
Zobacz zdjęcia internautów TUTAJ oraz TUTAJ!
POWÓDŹ W KRAKOWIE: DZIEŃ DRUGI. ZDJĘCIA
POWÓDŹ W POWIECIE TARNOWSKIM. ZDJĘCIA
POWÓDŹ W POWIECIE TARNOWSKIM. DZIEŃ DRUGI. ZDJĘCIA
POWÓDŹ W MAŁOPOLSCE ZACHODNIEJ. ZDJĘCIA
POWÓDŹ NA SĄDECCZYŹNIE. ZDJĘCIA
Przesyłajcie nam Wasze zdjęcia oraz filmy powodzi na nasz adres email [email protected]
- Zdążyłem tylko dziecko z domu zabrać, jeden samochód odstawić i tyle. Woda zalała wszystko w 20 minut - opowiada. Historie innych mieszkańców tej wsi są podobne. Gdy przyszła woda, wszyscy jeszcze spali. Wzbierająca nagle woda przykrywała stojące na podwórkach auta, traktory, wdzierała się do domów. Ludzie w panice zostawiali cały dobytek i uciekali do krewnych i znajomych. Większość nie zdążyła zabrać cennych rzeczy, ubrań, pamiątek.
- Woda nie dała nam szans. Wszystko stało się bardzo szybko. Wiele osób zostawiło samochody przed domami, a teraz stoją pod wodą - mówi Eugeniusz Adamski. Mieszkańcy wsi zostali pozostawieni własnemu losowi. Skarżą się, że władze gminy nie reagowały odpowiednio, nie poinformowały ich o zagrożeniu.
Nie ma co kryć, że gdyby żyjący w Proszówkach ludzie wiedzieli o zbliżającej się fali na Rabie, mogliby ograniczyć swoje straty, przygotowując się, wynosząc najcenniejsze rzeczy na piętro domu lub wywożąc do swoich znajomych w pobliskiej Bochni.
- Czasu było dość. Nie wiem, dlaczego nikt o tym nie pomyślał, żeby nas ostrzec. Teraz ktoś będzie musiał za to odpowiedzieć - uważa Kazimierz Wąsik, którego dom też został zalany. Niektórzy w Proszówkach nie chcieli uciekać. Zostawali w piętrowych domach. Do tej pory w nich przebywają, otoczeni przez wodę, a jedzenie i wodę dostarczają im pontonami krewni. Część osób, zwłaszcza starszych, musiała być ewakuowana. - Sami, pontonami albo brodząc po pas w lodowatej i brudnej wodzie ich ewakuowaliśmy.
Nikt nam nie pomógł, nawet straż pożarna, która przysłała tylko jedną załogę Zabierzowa Bocheńskiego - mówi z żalem Paweł Rzułcik, który już teraz szacuje straty, które poniósł na ok. 100 - 150 tys. zł. Podłogi, ściany, meble, sofa, fotele. Wszystko do wyrzucenia. Prawdopodobnie będzie musiał skuć nawet wylewkę, bo w jego domu potwornie śmierdzi, a szlam osiadł na ścianach.
Rozżaleni mieszkańcy mieli okazję poskarżyć się najwyższym państwowym władzom. I skwapliwie z tego skorzystali, gdy wczoraj do Proszówek przyjechał premier Donald Tusk. - Panie premierze, dlaczego nikt nas nie powiadomił - pytali szefa rządu, który z poważną miną patrzył na całkowicie zalaną miejscowość, wystające z wody dachy samochodów, znaki drogowe, kabinę traktora i stratowane pola.
- Będę chciał wiedzieć co do sekundy, co się działo po decyzji o spuszczeniu wody ze zbiornika w Dobczycach - odpowiadał premier. - Trzeba wyjaśnić, jak faktycznie wyglądało przekazywanie informacji, bo po tym, co tu słyszę wydaje mi się, że nie wszystko było w porządku - dodał Tusk, spoglądając na stojącego obok Jerzego Lysego, wójta gminy Bochnia, który w tym momencie głośno przełknął ślinę. Wójt przyznał tylko, że wiedział o zrzucie wody w Dobczycach po 4 rano. Tusk nie chciał tego komentować.
- Panie premierze, nikt nam nie pomógł, dzisiaj strażacy są, jest amfibia, która wozi ludzi. Dzień wcześniej tego nie było. To chyba dla pana się przygotowali - brzmi kolejny zarzut. Donald Tusk twardo powiedział, że nie będzie tolerował takich sytuacji.
- To niedopuszczalne. Wiem, że tak się zdarza, że samorządowcy picują, jak władza ma przyjechać. Jednak tym razem nie będę miał litości - zapowiedział premier. Oprócz tego Tusk zadeklarował, że nikt nie zostanie zostawiony samemu sobie, nawet ci, którzy byli nieubezpieczeni.
- Uczciwie mówię, najpierw ocenimy straty, a potem zdecydujemy o kwotach - powiedział premier. Obecny w Proszówkach minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller tłumaczył, że zrzut wody w Dobczycach był niezbędny.
- Ten zbiornik nigdy nie był tak pełny jak w niedzielę. Nie było innego wyjścia - mówił Miller. Po chwili pojechał razem z szefem rządu do również zalanego Pcimia i dalej odwiedzić powodzian na Śląsku. Mieszkańcy Proszówek zostali sami. Suchej nitki nie zostawili na swoim wójcie, burmistrzu, staroście i wojewodzie. Źle nie mówili tylko o premierze.
- Wierzymy, że Donald Tusk nie rzuca słów na wiatr. Wlał w nas trochę optymizmu i sporo obiecał - mówili mieszkańcy zalanej wsi, gdy wszyscy dygnitarze już odjechali.