https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Klimkówka niczym Atlantyda. Wody zalewu najpierw odsłoniły cmentarz, a teraz fundamenty domów zatopionej przed laty wsi

Agnieszka Nigbor-Chmura
Wideo
od 7 lat
To już nie pierwszy raz, kiedy niski stan wód w Klimkówce odsłonił teren po wsi, istniejącej w tym miejscu jeszcze w latach 60. minionego wieku. Najpierw zatopiona niczym Atlantyda wieś Klimkówka przypomniała o sobie, odsłaniając cmentarzysko z grobowcami, ludzkimi szczątkami i zniczami. Teraz na drugim jej brzegu widać zarysy kamiennych fundamentów łemkowskich chyży, z ich kamiennymi piwnicami, schodami przed wejściem, a nawet miejscem, w którym stał komin i piec.

Klimkówka wieś sprzed pół wieku

Klimkówka jest niczym Atlantyda. Wysiedlona z pierwotnego miejsca wieś w powiecie gorlickim, potem zalana wodami sztucznego jeziora, wciąż przypomina, że pół wieku temu tętniło tu zwyczajne życie.

W Klimkówce był sklep i szkoła

Przecież jeszcze w latach 60-tych i 70-tych w granicach administracyjnych Klimkówki, wsi położonej w dolinie Ropy, było 46 domostw z budynkami gospodarczymi. W centrum wsi była szkoła podstawowa, sklep spożywczy, kuźnia, remiza Ochotniczej Straży Pożarnej, murowany kościół rzymskokatolicki - wcześniej cerkiew pw. Zaśnięcia Bogurodzicy, wybudowana w 1914 roku, ale też kaplica cmentarna, a przy niej cmentarz.

Po wywłaszczeniu gruntów i przesiedleniu mieszkańców, z krajobrazu doliny Ropy w pierwszej kolejności zniknęły domy, stajnie i obory. Doły kloaczne, gnojownie oraz teren cmentarza po przeniesieniu grobów zostały zdezynfekowane wapnem, a następnie przykryte warstwą ziemi. Do tej pory to właśnie nekropolia, a raczej to, co po niej zostało, wzbudzało najwięcej emocji. Do czasu, kiedy media społecznościowe nie obiegły zdjęcia fundamentów domów odsłonięte w tak zwanej zatoce kunkowskiej od strony Uścia Gorlickiego.

Klimkówka widziana z lotu ptaka

Piotr Szczerba, motoparalotniarz z Woli Łużańskiej, Klimkówkę upodobał sobie już dawno. Wraca tutaj o każdej porze roku, by czerpać przyjemność z latania, ale też fotografować zalew z lotu ptaka.

- Fundamenty domów niejako po drugiej stronie jeziora, patrząc od drogi Klimkówka - Uście Gorlickie, widziałem i fotografowałem już wiosną. Właściwie całe suche lato, kiedy zalew już tylko znikał na naszych oczach były ukryte w trawie, która bujnie porosła odsłonięty i żyzny brzeg stucznego jeziora - opowiada Piotr Szczerba.

Piotr Szczerba

Wyraźnie widać je natomiast teraz. I są to nie tylko obrzeża pozostałości po budynkach.

- Nawet z lotu ptaka widać, że budynek podzielony był na kilka pomieszczeń. Jedno to na pewno kamienna piwnica, bo dobrze widoczne są jej ułożone z niedużych kamieni ściany. Dwa sąsiednie, tej samej wielkości były zapewne miejscem dla zwierząt, które w tamtych czasach często przecież żyły pod tym samym dachem, co gospodarze - przypuszcza Piotr Szczerba.

Największa izba widocznego domu była zapewne częścią mieszkalną, a ceglane rumowisko na jej środku wskazuje, że w tej części domu stał komin i pewnie kuchnia kaflowa, która w tamtym czasie była miejscem przygotowywania posiłków, wypieku chleba, a zarazem stanowiła jedyne źródło ogrzewania.

Piotr Szczerba

W poszukiwaniu śladów zalanej wsi

Na miejsce widziane z lotu ptaka przez Piotra Szczerbę dotarł Piotr Jasica, tarnowianin, miłośnik Beskidu Niskiego i jego zapomnianych i wysiedlonych wsi. Jak sam przyznaje, właśnie w poszukiwaniu śladów dawnych mieszkańców Beskidu i Łemkowszczyzny był już we wszystkich wysiedlonych po wojnie wioskach. O Klimkówce mówi: - "Atlantyda" Beskidu Niskiego.

- Planowałem ten wypad już od dawna - mówi Piotr Jasica. - Czas pozwolił na wycieczkę właściwie w ostatnim dogodnym momencie, kilka dni później spadł śnieg - tłumaczy.

To na fotografiach Piotra Jasicy widać wszystko to, czego można się było tylko domyślać ze zdjęć lotniczych.

- Fundamenty domu są z piaskowca, bez żadnej zaprawy. Pewnie zgodnie z ówczesnymi możliwościami były zespojone gliną, którą wypłukała woda - mówi mężczyzna.

Na fundamentach jednego z budynków widać piwnicę, ale pomieszczenie choć kiedyś mogło być głębokie, teraz jest po prostu zamulone. Po drugim budynku został zarys kamiennych fundamentów, ceglane rumowisko po piecu i trzy betonowe rozkruszone schody, świadczące o tym, gdzie było wejście do chałupy.

Piotr Jasica wysłał nam jeszcze jedno zdjęcie.

Piotr Jasica

- To miejsce mnie najbardziej poruszyło... Pień po ściętej jabłoni i w pobliżu resztki domostwa. Ktoś kiedyś odpoczywał w jej cieniu... - zamyśla się nasz rozmówca.

Wody w Klimkówce przybywa, ale bardzo powoli

W miejscu, gdzie jeszcze w październiku w Klimkówce była woda, dzisiaj nie da się już zanurzyć w niej ręki. Dopóki wyschnięte dno było jak przysłowiowy wiór, śmiałków, by dojść do tafli wody, było wielu. Teraz dno nieco nawilgło, a spacer po nim, blisko tafli wody może być zwyczajnie niebezpieczny, bo w mule można ugrzęznąć po kolana.

13 grudnia odczyty pomiarów wskazały, że w zbiorniku Klimkówka znajduje się 4,33 mln m sześc. wody, czyli zaledwie 10,16 proc. maksymalnej jego pojemności (42,59 mln m sześc.). To rekordowo niski poziom wody od czasu napełnienia zbiornika, czyli od 30 lat, choć do podobnie niskich stanów dochodziło jednak w ostatnich trzech dekadach już trzykrotnie. Dzisiaj (13.01) w Klimkówce jest 6,20 mln m sześciennych wody.

Agnieszka Nigbor-Chmura

Na początku listopada zrzut wody ze zbiornika został zmniejszony o połowę – z dwóch do jednego metra sześciennego na sekundę. Tyle samo wynosił on w połowie grudnia i teraz. W grudniu dopływ to zaledwie 0,53 metra na sekundę, a teraz 1,98 metra na sekundę. Choć nie ma się jeszcze z czego cieszyć, nie jest już tak źle, jak było w połowie listopada, kiedy dopływ wynosił zaledwie 0,19 m sześc. na sekundę. Według danych z dzisiaj - rezerwa powodziowa Klimkówki wynosi aż 35,78 mln m sześciennych i jest tylko o dwa miliony metrów sześciennych mniejsza niż miesiąc temu.


Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska