Klimkówka wieś sprzed pół wieku
Klimkówka jest niczym Atlantyda. Wysiedlona z pierwotnego miejsca wieś w powiecie gorlickim, potem zalana wodami sztucznego jeziora, wciąż przypomina, że pół wieku temu tętniło tu zwyczajne życie.
W Klimkówce był sklep i szkoła
Przecież jeszcze w latach 60-tych i 70-tych w granicach administracyjnych Klimkówki, wsi położonej w dolinie Ropy, było 46 domostw z budynkami gospodarczymi. W centrum wsi była szkoła podstawowa, sklep spożywczy, kuźnia, remiza Ochotniczej Straży Pożarnej, murowany kościół rzymskokatolicki - wcześniej cerkiew pw. Zaśnięcia Bogurodzicy, wybudowana w 1914 roku, ale też kaplica cmentarna, a przy niej cmentarz.
Po wywłaszczeniu gruntów i przesiedleniu mieszkańców, z krajobrazu doliny Ropy w pierwszej kolejności zniknęły domy, stajnie i obory. Doły kloaczne, gnojownie oraz teren cmentarza po przeniesieniu grobów zostały zdezynfekowane wapnem, a następnie przykryte warstwą ziemi. Do tej pory to właśnie nekropolia, a raczej to, co po niej zostało, wzbudzało najwięcej emocji. Do czasu, kiedy media społecznościowe nie obiegły zdjęcia fundamentów domów odsłonięte w tak zwanej zatoce kunkowskiej od strony Uścia Gorlickiego.
Klimkówka widziana z lotu ptaka
Piotr Szczerba, motoparalotniarz z Woli Łużańskiej, Klimkówkę upodobał sobie już dawno. Wraca tutaj o każdej porze roku, by czerpać przyjemność z latania, ale też fotografować zalew z lotu ptaka.
- Fundamenty domów niejako po drugiej stronie jeziora, patrząc od drogi Klimkówka - Uście Gorlickie, widziałem i fotografowałem już wiosną. Właściwie całe suche lato, kiedy zalew już tylko znikał na naszych oczach były ukryte w trawie, która bujnie porosła odsłonięty i żyzny brzeg stucznego jeziora - opowiada Piotr Szczerba.

Wyraźnie widać je natomiast teraz. I są to nie tylko obrzeża pozostałości po budynkach.
- Nawet z lotu ptaka widać, że budynek podzielony był na kilka pomieszczeń. Jedno to na pewno kamienna piwnica, bo dobrze widoczne są jej ułożone z niedużych kamieni ściany. Dwa sąsiednie, tej samej wielkości były zapewne miejscem dla zwierząt, które w tamtych czasach często przecież żyły pod tym samym dachem, co gospodarze - przypuszcza Piotr Szczerba.
Największa izba widocznego domu była zapewne częścią mieszkalną, a ceglane rumowisko na jej środku wskazuje, że w tej części domu stał komin i pewnie kuchnia kaflowa, która w tamtym czasie była miejscem przygotowywania posiłków, wypieku chleba, a zarazem stanowiła jedyne źródło ogrzewania.

W poszukiwaniu śladów zalanej wsi
Na miejsce widziane z lotu ptaka przez Piotra Szczerbę dotarł Piotr Jasica, tarnowianin, miłośnik Beskidu Niskiego i jego zapomnianych i wysiedlonych wsi. Jak sam przyznaje, właśnie w poszukiwaniu śladów dawnych mieszkańców Beskidu i Łemkowszczyzny był już we wszystkich wysiedlonych po wojnie wioskach. O Klimkówce mówi: - "Atlantyda" Beskidu Niskiego.
- Planowałem ten wypad już od dawna - mówi Piotr Jasica. - Czas pozwolił na wycieczkę właściwie w ostatnim dogodnym momencie, kilka dni później spadł śnieg - tłumaczy.
To na fotografiach Piotra Jasicy widać wszystko to, czego można się było tylko domyślać ze zdjęć lotniczych.
- Fundamenty domu są z piaskowca, bez żadnej zaprawy. Pewnie zgodnie z ówczesnymi możliwościami były zespojone gliną, którą wypłukała woda - mówi mężczyzna.
Na fundamentach jednego z budynków widać piwnicę, ale pomieszczenie choć kiedyś mogło być głębokie, teraz jest po prostu zamulone. Po drugim budynku został zarys kamiennych fundamentów, ceglane rumowisko po piecu i trzy betonowe rozkruszone schody, świadczące o tym, gdzie było wejście do chałupy.
Piotr Jasica wysłał nam jeszcze jedno zdjęcie.

- To miejsce mnie najbardziej poruszyło... Pień po ściętej jabłoni i w pobliżu resztki domostwa. Ktoś kiedyś odpoczywał w jej cieniu... - zamyśla się nasz rozmówca.
Wody w Klimkówce przybywa, ale bardzo powoli
W miejscu, gdzie jeszcze w październiku w Klimkówce była woda, dzisiaj nie da się już zanurzyć w niej ręki. Dopóki wyschnięte dno było jak przysłowiowy wiór, śmiałków, by dojść do tafli wody, było wielu. Teraz dno nieco nawilgło, a spacer po nim, blisko tafli wody może być zwyczajnie niebezpieczny, bo w mule można ugrzęznąć po kolana.
13 grudnia odczyty pomiarów wskazały, że w zbiorniku Klimkówka znajduje się 4,33 mln m sześc. wody, czyli zaledwie 10,16 proc. maksymalnej jego pojemności (42,59 mln m sześc.). To rekordowo niski poziom wody od czasu napełnienia zbiornika, czyli od 30 lat, choć do podobnie niskich stanów dochodziło jednak w ostatnich trzech dekadach już trzykrotnie. Dzisiaj (13.01) w Klimkówce jest 6,20 mln m sześciennych wody.

Na początku listopada zrzut wody ze zbiornika został zmniejszony o połowę – z dwóch do jednego metra sześciennego na sekundę. Tyle samo wynosił on w połowie grudnia i teraz. W grudniu dopływ to zaledwie 0,53 metra na sekundę, a teraz 1,98 metra na sekundę. Choć nie ma się jeszcze z czego cieszyć, nie jest już tak źle, jak było w połowie listopada, kiedy dopływ wynosił zaledwie 0,19 m sześc. na sekundę. Według danych z dzisiaj - rezerwa powodziowa Klimkówki wynosi aż 35,78 mln m sześciennych i jest tylko o dwa miliony metrów sześciennych mniejsza niż miesiąc temu.
- Apokalipsa na Klimkówce. Popękane, suche dno odkrywa martwe zbocza zalewu
- Wody Klimkówki odsłoniły „Wyspę nieumarłych”. Cmentarzysko wciąż kryje grobowce
- Klimkówka uśpiona we mgle. Piotr Szczerba pokazuje nam ją lecąc motoparalotnią
- Klimkówka rozkwitła. Z lotu ptaka niezwykłe widoki podziwiał Piotr Szczerba