Zaczęli od zera. 18 lutego ubiegłego roku spotkali się po raz pierwszy. Postanowili założyć stowarzyszenie Nowy Hutnik 2010, które zostało zarejestrowane 29 września. Dziś mija rok ich działalności. - Gdybyśmy nie powstali, Hutnika już by teraz nie było - mówi Piotr Jasiński, urzędnik samorządowy i skarbnik stowarzyszenia.
Mecz - święto dzielnicy
Piotrek pochodzi z Prądnika, ale kibicuje Hutnikowi. Na pierwszy mecz poszedł sam, w wieku 13 lat.- Hutnik był mi bliższy niż inne kluby, mimo że mój tata jest kibicem Wisły - wyznaje. Przez 20 lat zdążył pokochać Hutnika. - Miłością bezwarunkową - podkreśla i dodaje: - Kibicowanie było dla mnie tylko zabawą. Teraz jestem świadomy odpowiedzialności, która ciąży na nas, kibicach. Rok temu, kiedy zaczynaliśmy działalność, ludzie pukali się w głowę, jak kibice chcą prowadzić klub. Ale my nie jesteśmy przecież ludźmi znikąd.
Zobacz także: Kraków: policjanci z CBŚ rozbili szajkę przemytników papierosów
Wcześniej charytatywnie zbierali pieniądze dla zawodników, ale uznali, że wspieranie spółki, która chyli się ku upadkowi, jest tylko przedłużaniem jej agonii. Postanowili uratować to, co jeszcze było do uratowania. - Udało się. Jesteśmy tylko ligę niżej od upadającego Hutnika - zauważa prezes Paweł Derlatka. Dziś formalnymi członkami stowarzyszenia jest 130 osób.
Paweł nie pamięta pierwszego meczu. Miał wtedy trzy lata i poszedł na stadion z ojcem. To było 28 lat temu. Dziś nie czuje się prezesem. - To brzmi bardzo poważnie - mówi. Jak podkreśla, jest przede wszystkim kibicem. Dla niego to oczywiste. - Jestem z Huty i kibicuję Hutnikowi. Większość z moich rówieśników z dzielnicy wciąż nosi ten klub w sercu - podkreśla Derlatka. Również w jego rodzinie kibicowanie to normalna rzecz. Jego wujek w czynie społecznym budował stadion. Nawet mama interesuje się wynikami drużyny.
Chodzenie na mecze to dla kibiców rzecz oczywista, takie święto w dzielnicy, na którym nie można nie być. Najbardziej boli ich stereotyp kibola z Nowej Huty, który nic w życiu nie dokonał. - Tak ludzie czasem na nas reagują - ubolewa Derlatka.
Hutnik dla nowohucian
Członkowie Nowego Hutnika chcą, by ich klub był dla ludzi z Huty. Piotrek Jasiński: - Naszym wzorem jest Krzysztof Przytuła czy Mirek Waligóra, chłopaki, którzy zaczynali grać w Hucie, nie wstydzą się swojej dzielnicy i pomagają nam, mimo że porobili kariery.
Zobacz także: Kraków: policjanci z CBŚ rozbili szajkę przemytników papierosów
Kibice podkreślają, że sprawują zarząd nad klubem tylko tymczasowo, żeby wyczyścić go z niepotrzebnej administracji. - Kilka osób podporządkowuje temu swoje życie do momentu, kiedy przyjdzie ktoś z pieniędzmi i uwierzy, że warto w klub zainwestować. Do tego zmierzamy - mówi szef Hutnika. Jak podkreśla są na dobrej drodze. Przygotowali się do rundy wiosennej najlepiej jak się dało. - Wiele osób mówi mi: chłopie masz tyle roboty, masz knajpę, po co ci ten Hutnik? A dla mnie to proste. Ojciec zabrał mnie na mecz jako małego bąka. Też chciałbym zabrać tam kiedyś swojego syna, żeby to był jego klub, tak jak teraz jest mój. Nieważne, czy będzie najlepszym klubem piłkarskim, czy będzie w IV lidze - mówi Derlatka.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Matkobójca stanie przed sądem
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Korki w Krakowie - sprawdź mapę na żywo