Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Oświęcimia trafi za kratki na dwa lata?

Artur Drożdżak
Mecenas Jan Kuklewicz i jego klient, oskarżony Janusz Marszałek, czekają na rozpoczęcie procesu w krakowskim sądzie
Mecenas Jan Kuklewicz i jego klient, oskarżony Janusz Marszałek, czekają na rozpoczęcie procesu w krakowskim sądzie Artur Drożdżak
- Liczę na sprawiedliwość. Chociaż jestem oskarżony, to mam poczucie krzywdy. Dobrze wykonuję swoje obowiązki, a jest to oceniane jako łamanie prawa - mówił w czwartek na sali rozpraw krakowskiego sądu Janusz Marszałek, prezydent Oświęcimia.

Prokuratura zarzuca mu, że przez cztery lata, od stycznia 2003 do kwietnia 2007 r., nadużył stanowiska prezydenta miasta i z powodu krytyki prasowej, formułowanej w społecznie uzasadnionym interesie, złośliwie i uporczywie naruszał prawa podległej mu pracownicy Małgorzaty P., skarbniczki miasta. Marszałkowi grozi do dwóch lat więzienia.

Zobacz także: Salmovir: szczepionka, która zamiast leczyć, zabija gołębie

Na czym konkretnie miało polegać to naruszanie praw?

- Publicznie i za pośrednictwem mediów oskarżony pomawiał kobietę o nieprawidłowe wykonywanie obowiązków i działanie na szkodę gminy. Utrudniał jej dostęp do miejsca pracy, odmawiając wydania kluczy do pokoju, utrudniał korzystanie z komputera, odmawiał zgody na udział w szkoleniach, dyskryminował przez nieudzielanie nagród i podwyżek, dążył do wyeliminowania kobiety z pracy - wyliczał prokurator.

Zgodnie z ustaleniami śledztwa, prezydent Oświęcimia kilkanaście razy składał wniosek do Rady Miasta, by odwołać Małgorzatę P. ze stanowiska. Nastąpiło to w końcu w lipcu 2005 r. Po kilku miesiącach P. została główną księgową w urzędzie, ale szykany nie ustały. Pod koniec marca 2007 r. przeszła na emeryturę

- Została zaszczuta, musiała odejść u szczytu kariery zawodowej - opowiada jej syn Paweł Plinta, dziennikarz lokalnego oddziału "Dziennika Polskiego". Jego rola w sprawie jest ważna, bo to on był autorem krytycznych tekstów na temat prezydenta Oświęcimia. Marszałek miał namawiać podwładną, by wpłynęła na syna i spowodowała, żeby nie pisał więcej krytycznych tekstów.

- W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że na skutek moich publikacji prezydent Oświęcimia będzie próbował się zemścić na mojej matce. Zniszczył jej życie - opowiada Plinta.

Czarę goryczy Janusza Marszałka miał przelać krytyczny tekst pt. "Pamięć i biznesy" z sierpnia 2004 r. Kiedy redakcja odmówiła zamieszczenia wystosowanego przez prezydenta sprostowania, Marszałek zadzwonił do skarbniczki i powiedział, że więcej nie widzi możliwości współpracy z nią.

- Powodem mojej decyzji nie była krytyka prasowa, ale zaniedbania, jakich się dopuściła Małgorzata P. - przekonywał wczoraj przed sądem prezydent Oświęcimia. Argumentował, że skarbniczka źle przygotowała dokumenty związane z poręczeniem przez miasto wysokiego kredytu, próbowała niewłaściwie rozliczyć uniwersjadę z 2001 r., dwa razy przez pomyłkę przelała też te same środki na konto jednej z firm, a potem odzyskanie pieniędzy zajęło miesiąc.
- Te nieprawidłowości zauważyła również Regionalna Izba Obrachunkowa i moi dwaj zastępcy - podkreślał Marszałek. Dlatego też, jak tłumaczył, odciął kobiecie dostęp do internetu, by nie powtórzyły się kłopoty z płatnościami. Twierdzi, że kluczy do pokoju wcale jej nie zabierał ani też jej nie prześladował. - Gdybym był złośliwy, to przecież nie dałbym pani Małgorzacie kwiatów z okazji Dnia Kobiet, a tak właśnie uhonorowałem pracownice urzędu - przypomniał.

Janusz Marszałek przyznał jednak, że skarbniczka wygrała już z Urzędem Miasta cywilny proces o mobbing. Wypłacono jej ok. 30 tys. zł.

Zobacz także: Salmovir: szczepionka, która zamiast leczyć, zabija gołębie

- Sąd potwierdził, że mama była ofiarą długotrwałego nękania i zastraszania ze strony pracodawcy, konkretnie, prezydenta Oświęcimia - dodaje Paweł Plinta. Ubolewa, że ze strony Marszałka nie padło nawet słowo "przepraszam".

Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że jedyny proces o tłumienie krytyki prasowej w Polsce odbył się w 2001 r. i zakończył się umorzeniem.


Prof. Ewa Nowińska, specjalistka od prawa prasowego z Uniwersytetu Jagiellońskiego:

Pierwszy raz spotykam się z takim procesem w oparciu o prawo prasowe. To trudne, ale nie niemożliwe do wykazania, że na skutek decyzji urzędnika, poprzedzonej krytycznymi dla niego publikacjami prasowymi, doszło do wywierania presji psychicznej, a potem do próby zwolnienia członka rodziny autora krytycznych tekstów. Skoro sama pokrzywdzona tak mówi, a potwierdzą jej relację inni świadkowie, sąd nie powinien mieć wątpliwości, że mogło dojść do tłumienia krytyki prasowej. Tu ważne jest stwierdzenie, że teksty były pisane w społecznie uzasadnionym interesie.

Maciej Iłowiecki, wiceprzewodniczący Rady Etyki Mediów:

Z tłumieniem krytyki prasowej. niestety. mamy do czynienia coraz częściej. W takim przypadku przede wszystkim liczy się wspólny solidarny głos innych dziennikarzy, niezbędny, jeżeli mamy sobie radzić z takimi działaniami na szkodę mediów. Zwłaszcza tych lokalnych.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Grali w karty. W ruch poszedł scyzoryk**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska