Obrońca Dawida B. poinformował, że jego klient tydzień wcześniej złamał nogę i nie moje stawić się na rozprawie. Z koli przebywający w areszcie tymczasowym na Śląsku Wojciech N. miał przed procesem ból brzucha i nie dowieziono go w konwoju. Czekały go badania lekarskie.
Do napadu doszło w styczniu zeszłego roku. Do środka weszło trzech mężczyzn ubranych w pomarańczowe kombinezony, z założonymi na twarzach maskami. Sterroryzowali pracowników gazem łzawiącym oraz pistoletem gazowym. Z kasetki ukradli ponad 6 tysięcy złotych, po czym odjechali.
Zdarzenie zostało zarejestrowane przez monitoring znajdujący się w budynku. Policjanci już kilka godzin po napadzie zatrzymali trzech sprawców. To pochodzący ze Śląska mężczyźni w wieku od 27 do 59 lat. Pierwszy został zatrzymany na zjeździe z autostrady, a dwaj kolejni w mieszkaniu w Katowicach.
Jak się okazało, w napad zamieszanych było jeszcze czterech innych mężczyzn, w tym pracownik hurtowni, zatrudniony w charakterze kierowcy. To on wskazał cel pozostałym oskarżonym. Szajka od listopada planowała ten napad.
- Kierowca znał rozmieszczenie pomieszczeń w budynku firmy, lokalizację kas i pieniędzy, liczbę i zwyczaje pracowników - mówi prokurator Janusz Hnatko, rzecznik krakowskiej prokuratury okręgowej.
Podejrzani kilkakrotnie spotykali się w Katowicach i Krakowie, by zaplanować skok. Ustalili, że w jego trakcie jeden z nich będzie miał przy sobie broń, a pozostali będą przebrani w kombinezony i mieli założone maski na twarz. Ustalili, że po napadzie pieniądze zostaną przewiezione do Katowic i tam podzielone. Przygotowali też specjalnie do tego przeznaczone pojazdy, dokonali rozpoznania terenu. Kilkakrotnie usiłowali dokonać napadu, ale za każdym razem rezygnowali ze względu na dużą liczbę osób w lokalu.
Oskarżonym grozi nie mniej niż 3 lata pozbawienia wolności.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Jak wygląda dzień strażaka w JRG 6 w Krakowie? Sprawdziliśmy!
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto