- To były lata 80. Miałem budować się w Bronowicach, ale strasznie ciężko szło zdobywanie pozwoleń. Projekt domu był tak udziwniony, że władze PRL myślały, że stawiam... kościół - śmieje się Dźwigaj. Już wtedy rzeźbił sporo dla duchownych, co wzmogło podejrzenia. Działkę sprzedał i kupił tę w Rząsce. Tam urzędnicy na dziwny projekt uwagi już nie zwrócili.
Pieniądze na budowę zdobył wygrywając konkurs rzeźbiarski we Włoszech. Franciszkanie z Rawenny szukali rzeźby dotyczącej "Boskiej komedii" Dantego. - Wyrzeźbiłem, wygrzebałem zawrotną wtedy sumę 50 dolarów na przesyłkę i wygrałem konkurując z 900 pracami - opowiada profesor.
Po dolary z nagrody pojechał maluchem z koleżanką. - Musiałem je przemycić, bo państwo zabrałoby mi większość, a resztę oddało w bonach do Peweksu - opowiada. Wracając kupił pakiet czasopism pornograficznych.
- Myślałem, że jak je znajdą to dalej nie będą już szukać. Durne myślenie - wspomina artysta. - Dolary upchałem pod pokrowiec na swoim siedzeniu, a "świerszczyki" pod koleżanki. Ale nawet nie sprawdzali - mówi profesor.
Transport za łapówkę
Dojeżdżamy. Przed domem Dźwigaja cokół, ale bez rzeźby. - Ten skrawek należy do gminy. Ktoś chciał tu budkę z piwem postawić to wynająłem szybciej i postawię tu pomnik św. Antoniego. Tylko nie mogę znaleźć czasu, żeby go zrobić - przyznaje Dźwigaj.
Dom ciągnie się jak 100-metrowy wąż na wąskiej działce. Do magazynku na podwórku też prowadzi rzeźba. W kształcie portalu. Nawiązuje do bitwy pod Grunwaldem. Stała na wystawie w Malborku, ale wróciła.
Pod domem kilkanaście modeli pomników Jana Pawła II. To chyba największe zagęszczenie papieży na metr kwadratowy. - Dom wybudowałem ze współpracownikami. Oprócz części mieszkalnej jest tu kilka pracowni - opowiada Dźwigaj.
Dom budowali górale. - Ciągle śpiewali i denerwowali sąsiadów. Budowa trwała, bo co chwila jeździli na wesela, chrzciny czy żniwa - wspomina gospodarz.
Wchodzimy do mieszkania. Profesor od razu pędzi do lodówki. W zamrażarce zapas bobu na 10 lat. - Zawsze jem bób po południu. Pozwala mi utrzymać linię - mówi artysta stawiając na gaz garnek z porcją swojego przysmaku.
Jego kuchnia to skrawek korytarza. W nieco większym saloniku widzimy kaktusy, na ścianach zdjęcia Wielkiego Kanionu i Las Vegas. Jest też tablica rejestracyjna samochodu ze stanu Illinois. - Wypożyczałem auto w USA. Właściciel dał mi na pamiątkę - tłumaczy Dźwigaj.
Obok portret samego gospodarza w stroju Bractwa Kurkowego i dyplom z 2007 roku, gdy Czesław Dźwigaj został królem kurkowym.
Obok książki, ale w koszykach. - Suszą się. Ostatnio mnie zalało. Pękł wężyk od spłuczki na pierwszym piętrze. Woda wylewała się oknami - opowiada artysta.
W kuchni za jedną z roślinek ukryta głowa Lenina. - Potrzebna mi będzie do następnego portalu dotyczącego bitwy warszawskiej z 1920 roku. Chowam ją, bo często wpadają tu duchowni i mogliby źle pomyśleć - tłumaczy.
Bób się gotuje, a my idziemy zwiedzać. Pierwsze pomieszczenie na pięterku to pokój malarski. Na środku sztaluga z prawie gotowym obrazem. To jeden z cyklu dotyczącego requiem Romana Maciejowskiego. Pędzle i farby na stoliku poukładane równiutko jak narzędzia chirurga przed operacją. Na ścianach ze 30 Dźwigajów - portretów gospodarza wykonanych przez różnych artystów.
Święta została w pracowni
Kolejny pokój. Na środku czystsze miejsce w kształcie prostokąta. - To po dywanie, suszy się, bo zalany - mówi artysta. Pod butami trzeszczą klepki z podłogi. Mokre powyginały się. Po lewej łazienka z lustrzanymi drzwiami. Odbija się w nich stojąca obok rzeźba św. Królowej Jadwigi. - Ostała się, bo robiłem ją do jednego kościoła, ale zmarł probosz, a nowy chciał innego świętego - tłumaczy artysta dlaczego królowa pilnuje mu łazienki.
Dźwigaj ma duszę kolekcjonera
Na ścianie sporo starych pistoletów sprzed wieków, na stoliku modele żaglowców, a pod sufitem zbiór kapeluszy z całego świata. Sombrero, afrykańskie czapki, hawajski kapelusz z włókien kokosowych, inny ze skóry kangura, kowbojski, z Nepalu, jarmułka z Izraela. A w szafie kontusze i żupany - na imprezy Bractwa Kurkowego. Przy przejściu do następnego pokoju kolejna rzeźba, kopia Madonny z Krużlowej z Dzieciątkiem. - Miała stać w Betlejem, ale tamtejsi katolicy nie uznają roznegliżowanego Jezuska - tłumaczy artysta. I jeszcze kolekcja dzwonków, które od lat zbiera profesor.
Nie podjadać bobu!
Widzę model marszałka Piłsudskiego, który stoi w Krakowie po drodze na Błonia. Na górze kolejny pokój, który ma stać się galerią. - Stąd mam widok na góry, lotnisko w Balicach i autostradę - mówi Dźwigaj.
Schodzimy. Trzeba uważać, bo schody biegną pod łukowato wygiętą ścianą. - Oszukali mnie górale. Za nisko zrobili. Ale co się dziwć. Sporo pili... - opowiada gospodarz.
Wchodzimy na antresolę nad główną pracownią. W dole Matka Boska czekająca na pozłacanie, a o ścianę oparte potężne, rzeźbione drzwi do kościoła. - Z antresoli mogę z dystansu popatrzeć na to, co robię - mówi profesor. Z antresolą połączony jest gabinet, gdzie Dźwigaj właśnie projektuje cały kompleks klasztorny.
Wracamy do salonu. Bób się trochę rozgotował. Gospodarz częstuje. - Wie pan co, panie Piotrze? Właśnie zrozumiałem, że strasznie nie lubię, jak mi ktoś bób podjada i muszę czekać, aż weźmie łapę - stwierdza Dźwigaj.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+