https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przedsiębiorca z Myślenic zmuszał do pracy Mongołki

Małgorzata Stuch
W tym domu Jana Z. obywatelki Mongolii miały ciężką pracę i zakwaterowanie
W tym domu Jana Z. obywatelki Mongolii miały ciężką pracę i zakwaterowanie Wojciech Matusik
To afera, jakiej Myślenice nie pamiętają . Policja i Straż Graniczna zatrzymały Jana Z., 41-letniego właściciela firmy krawieckiej, który zorganizował u siebie w zakładzie mały obóz pracy. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że zatrudnił sześć obywatelek Mongolii w wieku od 22 do 30 lat.

Ta sprawa jest być może początkiem poważniejszego śledztwa. Prawdopodobnie zamieszane są w nią zorganizowane grupy przestępcze z Mongolii, którym kobiety wypłacały haracz od 1,5 tys. do 2 tys. dolarów.

- Jan Z. miał pozwolenie z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego na zatrudnienie cudzoziemców
- mówi Dariusz Nowak, rzecznik prasowy małopolskiej policji. Przedsiębiorca wyzyskiwał jednak kobiety i zmuszał je do niewolniczej pracy przy produkcji bluzek, spodni i sukienek.
Mongołki, które nie znały języka polskiego, zostały zatrudnione w firmie Jana Z. w kwietniu br. jako pomocnice w szwalni. Mężczyzna zabrał kobietom paszporty i kazał im pracować po 16 godzin na dobę, także w soboty.

Wszystkie kobiety mieszkały i nocowały w jednym pokoju w domu krawca. Jan Z. nie pozwalał
im
wychodzić z pomieszczenia nawet wtedy, kiedy miały dzień wolny.
- Kobiety były zastraszane. Wielokrotnie prosiły Jana Z. o poprawę warunków pracy i oddanie
im paszportów. Pracodawca jednak nie miał zamiaru niczego zmieniać - dodaje Nowak.
Kobiety dostawały pensję w wysokości kilkuset złotych miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że pracowały po 16 godzin dziennie i musiały sobie same opłacić wyżywienie, nie były to zbyt wygórowane stawki.
Na trop sprawy policja z Myślenic wpadła po anonimowym telefonie od mieszkańca miasta. Funkcjonariusze przyjechali do zakładu Jana Z. Informacje telefoniczne potwierdziły się w pełni. Podczas przeszukania domu i zakładu krawieckiego policja znalazła zabrane kobietom dokumenty,
a także zabezpieczyła dokumentację firmy - w tym i tę dotyczącą zatrudniania obcokrajowców. Janowi Z. przedstawiono zarzut ukrywania dokumentów oraz naruszania praw pracowniczych. Prokuratura nie widziała potrzeby, by trafił do aresztu.

Mongolskie pracownice przebywają aktualnie poza Myślenicami. Zajęła się nimi straż graniczna. Cztery z pokrzywdzonych będą zeznawać przeciwko Janowi Z.

Biznesmena nie zastaliśmy podczas wizyty w jego piętrowym domu w przy ul. Żwirki i Wigury
w Myślenicach, w którym jednocześnie prowadzi zakład krawiecki.
Sąsiedzi byli zszokowani, gdy dowiedzieli się o tym, jak mężczyzna traktował swoje pracownice
z zagranicy. - Zatrudnione tu dziewczyny często przychodziły do mnie na zakupy - mówi Magda
z kiosku sąsiadującego z firmą Jana Z. - Nigdy jednak nie widziałam Mongołek. Nie miałam pojęcia,
że pracowały tu kobiety z tego kraju- dodaje.

Jerzy Pindela, sąsiad Jana Z., też jest zaskoczony sytuacją. - Nie znam sąsiada zbyt dobrze. Wiem, że kiedyś był zwyczajnym krawcem, potem otworzył firmę produkcyjną - wyznaje. Dziwi się,
że zatrudniał kogoś na takich złych warunkach. - To nie do pomyślenia- komentuje.
Janowi Z. grozi grzywna i kara do dwóch lat więzienia.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

S
Stawicki
Zatrudnia psss wyzyskuje Ukrainki oczywiście bez umów wszyscy o tym wiedzą ale nikt nie reaguje
z
zainteresowany
Nie tylko w zakładzie krawieckim był wyzysk. Prosze się przyjrzeć warunkom pracy w makrecie Kurdesz ul Reja2. Są tam nagminnie łamane przepisy o prawie pracy. Pracownice nigdy nie otrzymują wynagrodzenia w terminie. Czas pracy jest przeciągany ustawicznie. Nie ma prawa do urlopów ( sa dawane przymusowo wtedy kiedy pasuje pracodawczyni) pracownice pracują w każdą sobote i co drugą niedzielę bez dodatkowego wynagrodzenia a w okresach świątecznych czas pracy jest przeciągany do 12 godzin. Za pracę w wekendy i nadgodziny nie otrzymują ustawowych dodatków. W wolne niedziele często szefowa robi przymusowe zebrania. Kobiety muszą dźwigać cięzkie towary do magazynu i z powrotem. W soboty druga zmiana musi zostawać po godzinach w celu sprzątania sklepu. Oczywiście o kontrolach PiP właścicielka wie wcześniej i wszystkie dokumenty są preparowane
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska