- To prawdziwy głos społeczeństwa - cieszył się jeden z organizatorów akcji, działający pod pseudonimem "Remus". - W Polsce co roku z powodu posiadania marihuany wsadza się do więzienia 9 tysięcy młodych ludzi, idzie na ich utrzymanie mnóstwo pieniędzy podatników. Niepotrzebnie. Jeśli ktoś hoduje konopie na własny użytek nie możemy chyba mówić o poważnym przestępstwie - zaznaczał.
Podobnego zdania był inny uczestnik Marszu - Janusz Korwin-Mikke z Unii Polityki Realnej. W rozmowie z "Gazetą Krakowską" stwierdził, że wprawdzie sam nie podpala jointów, ale każdy ma prawo do decydowania o swoim losie. - Sam nie palę, bo nie lubię. Jakbym lubił, to bym palił. Jestem więc tu, aby walczyć o wolność - przekonywał. Zaprzeczył, że jego uczestnictwo w marszu jest próbą pozyskania szerszego elektoratu.
Mimo, że w marszu - według wstępnych obliczeń policji - uczestniczyło ok. 1200 ludzi, w większości młodych, całość przebiegła bez większych utrudnień. - Marsz jest całkowicie legalny, wcześniej organizatorzy porozumieli się z policją - opowiadał komisarz Robert Spólak, który nadzorował "policyjną" stronę. - Organizatorzy zadeklarowali, że będą jak najmniej utrudniać ruch komunikacyjny i dotrzymują słowa.
Marsz trwał około dwóch godzin. Manifestanci wyruszyli z krakowskich Błoń, następnie przeszli pod Planty ulicą Piłsudskiego, docierając na Rynek Główny. Tam odwiedzili komendę policji, aby złożyć petycję do małopolskiego komendanta wojewódzkiego. Domagają się zaprzestania przypadkowych kontroli na ulicy, zaprzestania czasowych zatrzymań osób przyłapanych z niewielkimi ilościami narkotyków oraz zaprzestanie przeszukiwań miejsca zamieszkania.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Zabił syna ciosem w klatkę piersiową!
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy