18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przypadek laryngologa, który robił za ginekologa

Anna Górska, Marta Paluch
Szarmancki. W garniturze i krawacie. Przystojny szatyn po pięćdziesiątce. Wpłacał nawet datki na bezdomne kotki... Tej miłej twarzy nie znają kobiety, które brutalnie przebadał ginekologicznie. Wmówił im, że tego wymaga ich schorzenie. W środowisku nazywali go "larynginekolog" - piszą Anna Górska i Marta Paluch.

Koleżanka Lidii Wójcik-Świtek, szefowej przychodni medycyny pracy przy ul. Ciepłowniczej w Krakowie, 23 czerwca 2012 roku zorganizowała grilla. Przy pieczonych kurczakach pani dyrektor żaliła się znajomym. - Przez jednego lekarza stałam się główną bohaterką mediów. Wyobraźcie sobie, zatrudniałam laryngologa, który molestował pacjentki - wzdycha pani Lidia.
- Wacław K.? - spytała koleżanka.
- Tak, a skąd wiesz?
- Kobieto, przecież ten człowiek miał wyrok, był zawieszony. Cały Kraków huczał, że molestował i gwałcił pacjentki w przychodni przy Komorowskiego. Nic nie wiedziałaś?
- Nie. Dlaczego ten grill zorganizowaliśmy tak późno? - zasmuciła się pani Lidia.

Brutalne badanie

23 kwietnia 2005 roku. Pani Monika przyszła do Centrum Medycyny Profilaktycznej przy ul. Komorowskiego z porażeniem nerwu twarzowego. Wacław K. stwierdził, że jej dolegliwości mogą mieć związek ze schorzeniami ginekologicznymi. Był przekonujący, fachowy - jak to doktor. Dlatego gdy poprosił, by się położyła na leżance i zsunęła majtki, nie podejrzewała go o złe zamiary. Uciskał jej brzuch i nagle, bez pytania o zgodę, zaczął ją badać ginekologicznie. Nie założył nawet rękawiczek. Robił to tak brutalnie, że zaprotestowała, zaczęła się ubierać. Zszokowana uciekła z gabinetu. Trzy dni później złożyła na niego skargę.
Po Monice były jeszcze dwie pacjentki. 27 września 2005 roku przyszła do Wacława K. pani Anna. Lekarz zwolnił wcześniej pielęgniarkę do domu. Gdy zaczął badać gardło, a potem brzuch i piersi, kobieta się zaniepokoiła. Jej niepokój wzrósł, gdy ściągnął jej spodnie i majtki i zamknął drzwi na klucz, a potem zaczął zakładać gumową rękawiczkę mówiąc, że to konieczne, kobieta przestraszyła się nie na żarty. Powiedziała, że ma okres i szybko się ubrała.

Trzy dni później do gabinetu Wacława K. weszła pani Aneta. Scenariusz był podobny, łącznie zzamykaniem drzwi. Kobieta zaprotestowała przeciw "badaniu ginekologicznemu". Miała przecież tylko chore gardło... Poszła na policję.
Prokurator, który przesłuchiwał Wacława K., słyszał z jego ust zapewnienia, że jest niewinny. Lekarz był zszokowany i oburzony zarzutami pacjentek. Wszystkiemu zaprzeczał. Wszystkie te zdarzenia działy się w gabinecie, gdzie był tylko lekarz i pacjentka. Nie było świadków.

Sąd uwierzył kobietom. Skazał Wacława K. na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. A komisja orzekająca Okręgowej Rady Lekarskiej pozbawiła go prawa wykonywania zawodu.

Był leczony w zakładzie psychiatrycznym trzy miesiące. Potem leczył się ambulatoryjnie, według wskazań w karcie choroby.
- Następnie wystąpił o odwieszenie zakazu wykonywania zawodu i je dostał, w 2009 roku - mówi Ewa Mikosza, rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Okręgowej Izbie Lekarskiej. Wydała je komisja orzekająca ORL - ta sama, która go zawiesiła. I do 2012 roku było o nim cicho.

Odwieszony doktor

20 czerwica 2012 roku, godz.10.30, przychodnia przy Ciepłowniczej. Dr Świtek załatwia coś w rejestracji. Obok przemyka Wacław K. - No i znowu ten K. poleciał. A jak zostali jacyś pacjenci, których trzeba zbadać? Wiecznie goni - narzeka księgowa.
- Dajże spokój, na pewno wszystkich przyjął. Marudzisz, a tak gorąco i mnie noga boli - uspokaja ją dr Świtek.

Godz.11.30. Dwie kobiety podchodzą do rejestracji. Dyskretnie, by nikt nie słyszał, mówią do pani Ali: - Chcemy złożyć zażalenie na Wacława K. Nieodpowiednio się zachowywał.

Pani Ala, doświadczona rejestratorka, poczuła, że to coś poważnego. Prowadzi kobiety do szefowej.
- Jedna z pacjentek miała około dwudziestu lat. Seksowna dziewczyna, ale spokojna, skromna. Druga nieco starsza, "trzydziestka", pewna siebie - wspomina dr Świtek. - Zaczęły mówić, że doktor chciał im zbadać tarczycę, przy tym kazał im zdjąć majtki, położyć się na kozetce, dotykał brzucha. Byłam w szoku. Podkreślam: nic o jego przeszłości nie wiedziałam. Dokumenty miał w porządku: dyplom, specjalizację, prawo wykonywania zawodu, w którym nie ma ani słowa, że był zawieszony, że to prawo ponownie wydane. Przecież nie będę ni z tego ni z owego pytać faceta, czy czasem nie był zawieszony - tłumaczy.

20 czerwca 2012 r., godz.11.45. Zszokowana dr Świtek obiecuje kobietom wyjaśnić sprawę, zapisuje ich numery telefonów i idzie do gabinetu, by zakończyć ich badania okresowe.

Potem kolejny szok. Okazało się, że młodsza dziewczyna w ogóle nie musiała być badana przez laryngologa. Jakim cudem znalazła się w jego gabinecie? - Zaczęłam dopytywać. Okazało się, że po prostu zgarnął ją z korytarza. Powiedział: proszę wejść, sprawdzimy u pani tarczycę. Niczego nie podejrzewając, weszła - wspomina pani Lidia.

Z drugą kobietą sytuacja też była dość dziwna. Bo była badana przez Wacława K. w obecności pani Ali.
- Popatrzył w gardło, zadał kilka pytań, wpisał co trzeba i do widzenia. Zaprowadziłam pacjentkę do okulisty, później miała czekać na wizytę u neurologa i psychologa. Przypuszczam, że też ją zagadał na korytarzu i zwabił ponownie do gabinetu. Ale jak było naprawdę, wiedzą tylko oni - rozkłada ręce rejestratorka.

Karmił kotki

W przychodni przy Ciepłowniczej nikt nie wiedział o niechlubnej przeszłości laryngologa.
- Wacław K. pracował u nas kilka lat. Zawsze był grzeczny i uczynny - mówi pani Ala, rejestratorka w przychodni.
- Dawał pieniądze na jedzenie dla bezdomnych kotów i przynosił mleczko do kawy. Facet nie zdradził się ani razu. Nikogo nie obłapywał, ani nie przytulał bez powodu. Żadnych głupich, niejednoznacznych tekstów. Owszem - ja, stara, może go nie interesowałam, ale do młodych też nigdy nie startował. No nic nie było, rozumie pani? - kręci głową pani Ala.

Wacław K. ma 59 lat, ale wygląda znacznie młodziej. Wysoki szatyn. Wszyscy podkreślają, że przystojny. Zawsze schludnie ubrany. Najczęściej chodził do pracy w garniturze i białej koszuli.

- Sympatyczny, wesoły, szybki. Na Dzień Kobiet każda dostawała od niego kwiatka. Jeśli nawet nie miałam dyżuru tego dnia, w wazonie na mnie czekał. Zawsze dawał nam tulipany - wspominają go panie z Ciepłowniczej.

Podkreślają, że nigdy nie było żadnych skarg ani od pacjentek, ani od pacjentów. O rodzinie nigdy nie mówił, czasem coś wspominał o kolegach. Z nikim z pracy się nie przyjaźnił. Wacław K. kończył studia w Warszawie, tam też zrobił specjalizację, pracował przez jakiś czas, a potem przyjechał do Krakowa. - Jak tu się znalazł, po co i dlaczego - nigdy nie opowiadał. Zresztą zawsze był dziwny - mówi nam jeden z krakowskich laryngologów.

- Pracował w różnych miejscach, ale nigdzie długo nie zagrzewał miejsca. Szła za nim fama, że bada ginekologicznie pacjentki. Mówiło się o nim: larynginekolog - dodaje lekarz.

Jak udawało mu się namówić kobiety na tego typu badanie?
- Manipulant - zaznacza inny krakowski lekarz. - Pewny siebie, umiał zjednywać kobiety - podkreśla.

Czekał z tłuczkiem
20 czerwca 2012 r., godz.18. Lidia Świtek cały dzień układa w głowie tekst, który ma powiedzieć Wacławowi K. Karty chorób pacjentek schowała w szafce w swoim gabinecie. Na wszelki wypadek. Wieczorem wykręca numer jego komórki: panie doktorze, mam sprawę niecierpiącą zwłoki. Jutro o 10 u mnie.

21 czerwca, godz.10. Laryngolog słysząc oskarżenia cały pobladł, ale nie stracił równowagi. - Wyparł się wszystkiego jak żaba błota. Wspomniał, że przy badaniu jednej z kobiet była rejestratorka, ja to od razu potwierdziłam. Słowo przeciw słowu. I co miałam robić w tej sytuacji? Zażądałam konfrontacji. Kobiety odmówiły, poinformowały, że zgłoszą sprawę na policję. Ja natomiast powiedziałam laryngologowi, że do wyjaśnienia sprawy ma zakaz wstępu do przychodni - opowiada pani Lidia.

Lekarz podczas tego spotkania nie mówi dużo. Na koniec rzuca tylko jedno pytanie: mogę zobaczyć kartoteki pacjentek?
- O nie, panie doktorze, ich karty zamknięte na klucz - usłyszał od pani Lidii.
Jednak dowiedział się, gdzie mieszka jedna z nich. Podjechał pod jej dom z gazem pieprzowym. W aucie miał nóż, tłuczek do mięsa i gotowe oświadczenie z odwołaniem zeznania przeciw niemu.

Kobieta idzie ulicą. Wacław K. pryska na nią gazem, usiłuje wciągnąć do auta. Kobieta krzyczy, przechodnie pomagają jej się uwolnić. Lekarz zostaje zatrzymany. Siedzi w areszcie. - Ma zarzuty molestowania seksualnego oraz usiłowania porwania i zmuszenia do zmiany zeznań - mówi Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. 11 lipca 2012 r. Wacław K. kolejny raz zostaje zawieszony jako lekarz.

Damy Ci więcej!Zarejestruj się!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska